niedziela, 27 lipca 2014

''Coś większego'' - Roz.24 OSTATNI



Rozdział 24 – ‘’Koniec’’

- Sophie…
- Eee – mruknęłam nie kwapiąc się nawet otworzyć buzi
- Śpisz?
‘Już nie’ –pomyślałam, ale oprócz tego wymamrotałam potwierdzające…
 - Yhm
- Chyba jednak musisz wstać…
‘Nie… Boże, idź już sobie, chce spać!’ – pomyślałam, ale oprócz tego wymamrotałam, tym razem, zaprzeczające…
- Yyyy.
Właścicielem głosu był bodajże Billie. Tak, Billie. Chwila… Czy to ten sam Billie, który wczoraj mnie pocałował? Chwila… On? On miałby mnie pocałować?! Nie, to aż śmieszne.
Ze swojego wewnętrznego rozbawienia, postanowiłam aż otworzyć oczy i zobaczyć tą zabawną twarz z tymi odważnymi ustami, które rzekomo naruszyły wczoraj moją prywatną sferę.
Niestety, a może i stety, usta właściciela wydały mi się niezwykle znajome. Tak znajome, że aż po raz kolejny miałam wrażenie jakby mnie dotykały!
Poderwałam się nagle, niby dostając szoku psychicznego.
- Coś się stało? – zapytał przestraszony
- Pocałowałeś mnie wczoraj? – zapytałam bez jakiegokolwiek zahamowania, którego zaraz potem pożałowałam…
- Tak… Ale widzę że nie jesteś tym zadowolona. – ściągnął delikatnie brwi, czując się pewnie urażonym.
- Nie o to chodzi… Po prostu… jestem zaskoczona. Trzy lata przyjaźni, rozmyły się w jednej chwili!
- Nie ty jedna. Z resztą… – chciał już coś powiedzieć, lecz gwałtownie przestał i zmienił temat - popatrz. Są już drzwi. Chyba powinniśmy już iść.
Popatrzyłam nieprzytomnym wzrokiem, w kierunku w którym wskazał i zobaczyłam charakterystyczne zielone drzwi.
- Czy muszę już wstawać? – zapytałam przeciągając się leniwie
- Nie, ale w tedy zostaniemy tu o wiele dłużej – powiedział zuchwale – a więc? Jaka jest twoja decyzja księżniczko?
- Nie powinno się odzywać do NIEksiężniczki, per księżniczko.
-Nigdy o takim czymś nie słyszałem- odpowiedział i podał mi rękę abym wstała

Naprawdę nie lubię wesołych miasteczek. Przerażają mnie, do takiego stopnia, że w jednej chwili mogłabym z nich wybiec zostawiając za sobą wszystko co miałam. Może to ma jakiś związek z traumą, którą wywołała moja opiekunka z obozu, kiedy miałam zaledwie 10 lat? Flądra, zostawiła mnie samą w wesołym miasteczku, podczas gdy cała grupa siedziała już w autobusie. Do dziś zastanawiam się, czy byłam aż tak nudna i nieciekawa by nie zauważyć mojego zniknięcia?
-Chcesz waty cukrowej?
- Co? – zapytałam zbita z tropu
- No popatrz, tam jest! – wskazał różowo żółty wózek, przepełniony malutkimi watami cukrowymi
- Nie byłabym taka pewna, co do ‘’prawdziwości’’ tego czegoś. – odparłam podejrzliwie
- Daj spokój! – machnął entuzjastycznie ręką – co masz do biednej waty cukrowej?
- Rób co chcesz – powiedziałam i podniosłam ręce w geście poddania
Ruszyłam przed siebie, słysząc już po chwili przyspieszone kroki Billiego. Chwycił mnie za ramię szybkim, zdecydowanym gestem i odwrócił do siebie.
- Co jest? – zmarszczył delikatnie brwi, dzięki czemu przypominał małego buntującego się chłopczyka
- A co ma być? – spytałam przybierając obojętny wyraz twarzy
- Jesteś rozdrażniona i wyraźnie to widać.
- Gówno prawda- odepchnęłam go od siebie lecz nieudolnie…
- Prawda.
- Nie lubię wesołych miasteczek po prostu – odburknęłam niezadowolona
- Jest coś jeszcze.
- Moooże…
- A więc? Co takiego?
- Boje się że z tond nie wyjdziemy…- szepnęłam
Zamiast odpowiedzieć, po prostu mnie przytulił. Bardzo mocno z resztą. Czułam jego zapach mocniej niż zwykle, co wywoływało falę mocnych zawrotów głowy… W dodatku jedną rękę wplótł mi we włosy, zaś drugą objął całe moje plecy roztaczając tym samym wokół siebie aurę spokoju i bezpieczeństwa.
- Będzie dobrze- szepnął

- Jesteś pewny że będzie dobrze? – zapytałam patrząc wyczekująco na komnatę luster, stojącą tuż przed nami.
Budynek był całkiem spory. Wielkością dorównywał małemu hipermarketowi. Byłby całkiem ładny, gdyby nie odlatująca fioletowa farba i pourywane, pomalowane na srebrno deski przyczepione to ścian budowli. Dzięki takiemu a nie innemu wyglądowi, sprawiał wrażenie przerażającego. Jeszcze ten duży, złoty napis ‘’Gabinet Luster’’ przyprawiał mnie o ciarki. Sama nie wiem czemu. Może to po prostu awersja do złotego? Albo do tego miejsca…
- So! Zapomnieliśmy o broni! – wykrzyknął niespodziewanie Billie, jak to miał już w zwyczaju
- Chyba sobie ze mnie kpisz w tym momencie… - powiedziałam patrząc na niego bezradnie
- Właśnie nie…
- Och głuptasy! – zapiszczał czyjś głos – Jesteście tacy nie uważni, hi hi!
Przed nami stała kolejna odsłona mnie. Chociaż ciężko mi było przyjąć do wiadomości, że posiadam swoją ‘’rozrywkową’’ stronę. Ciężko mi było również, patrzeć na to jak okropnie i krzykliwie wyglądam w różowo neonowej spódnicy i czarnym siateczkowym topie w połączeniu z żółtymi szpilkami i czerwonymi kabaretkami…
- Ach, podziwiacie mój strój?! No pewnie, że tak! Jest cudowny, przez duże C!
Westchnęłam przeciągle, wstydząc się swojego kolejnego ‘’ja’’.
- A jesteś tu bo…?
- Bo jesteście głupiutcy jak te myszki z bajek!
- Świetne porównanie- mruknął pod nosem Billie
- Niegrzeczny Billie!- upomniała go niczym małe dziecko
- Mów wreszcie So! – krzyknęłam
- A więc, moi kochani, nawet nie pamiętaliście o zabójstwie swoich przyjaciół! – powiedziała z wyrzutem – mieliście też znaleźć broń ale o tym też zapomnieliście… Bardzo mi smutno, chlip!
- Faktycznie, mówiłam/łaś… coś o tym… - przyznałam cicho
Czy ty możliwe, że zapomniałam o tak ważnej z pozoru sprawie? Kto normalny zapomina o zabójstwie swoich przyjaciół!
- To przez Billiego! – powiedziała druga Sophie, czytając mi niemal w myślach
- Że co? – wydukałam patrząc na nią nieprzytomnie
- Och nie udawaj – klepnęła mnie przyjacielsko w ramię – Miłość jest wspaniała! Pozwala nam zapomnieć na długo o rzeczach z pozoru bardzo ważnych!
- Chcesz mi powiedzieć, że zapomniałam o tym przez niego? – wskazałam na chłopaka, który z całą pewnością nie był w stanie zrozumieć co się właśnie dzieje.
- Dokładnie, kochanie! – wykrzyknęła
Prychnęłam lekceważąco jakby to co przed chwilą mi powiedziała było kłamstwem.
- Och, nie udawaj takiej niedostępnej – kolejny przyjacielski kuksaniec… powoli zaczynałam mieć dość – Lepiej wejdź do środka i wydostań się w końcu z tej zapyziałej dziury! – zanim zdążyłam się obejrzeć, druga So, zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
- I co teraz? – zapytałam oburzona Billiego, lecz chłopak potrafił tylko patrzeć na mnie niedostępnym wzrokiem. – Halo? Jesteś tu? – zamachałam mu ręką przed oczami
- Kochasz mnie? – zapytał
Nagle poczułam niesamowitą chęć wejścia do tej komnaty luster. W mgnieniu oka, to miejsce stało się niezwykle interesujące…

Czy mówiłam już jak bardzo nienawidzę również ciemnych krętych korytarzy? Są zaraz na drugim miejscu, po wesołych miasteczkach na mojej liście rzeczy, które nienawidzę. W zasadzie mogłabym je jeszcze ścierpieć gdyby nie brak jakiegokolwiek oświetlenia! Wyobraźcie sobie moje przerażenie gdy za każdym razem chcąc dotknąć ściany, musiałam się liczyć z tym, że albo natrafię na ścianę albo na jakieś małe okropne żyjątko. Fuj. Do tego istny brak światła i wszechogarniająca czerń wprawiała mnie w co pięcio minutową histerię
W końcu po bitych trzydziestu minutach, które wydawały mi się wiecznością zobaczyłam przy końcu ogromną ilość światła, wręcz wlewającego się do moich egipskich ciemności. Podeszłam nieco szybciej zachwycona perspektywą zobaczenia w końcu czegoś jasnego!
Kiedy przekraczałam próg Sali, światło wydawało się tak jasne że mogłoby wręcz oślepić. Zmrużyłam odruchowo oczy i ponownie po omacku przeszłam parę metrów, szukając paradoksalnie ciemniejszego miejsca. Po dwóch minutach kręcenia się w Okół własnej osi stwierdziłam, że mogę otworzyć bezpiecznie oczy. Kiedy już to zrobiłam, ujrzałam przed sobą a może raczej w Okół siebie tysiące luster. Wąskich i wysokich na dwa i pół metra. Sufit oraz podłoga były śnieżnobiałe  i polakierowane. Cały wygląd miejsca, sprawiał wrażenie mocno surowego i ani trochę nieprzyjaznego.
Co ja miałam tu rzekomo zrobić?
Podeszłam do pierwszego lustra, które było najbliżej mnie i przejechałam po nim wierzchem dłoni oceniając swoje odbicie. Brudna, zmęczona i zdesperowana. Czy można wyglądać gorzej?
- Można. – powiedział mój głos
Nawet nie przeraziłam się kiedy po drugiej stronie zauważyłam siebie ubraną w szpitalne ubranie.
- Cześć – machnęłam leniwie ręką i usiadłam przed swoim odbiciem – Co u ciebie? – powiedziałam zdesperowana
- Nie dziwi cię już nasza obecność prawda? – spytała lustrzana Sophie
- Jeżeli mam być szczera, nie dziwi mnie już NIC. – odparłam
- Wiesz w ogóle jak tu się znalazłaś prawda?
- Oczywiście. Przez swoją własną głupotę. – odburknęłam urażona, tym że w ogóle mnie o to pyta
- Nie rozumiem jak w ogóle mogło do tego dojść! – wykrzyknęła Sophie z sekretariatu
- Och, witaj! – pomachałam jej
- Nie odzywaj się do mnie – powiedziała wyniośle i odwróciła się do mnie plecami
Czy wszystkie wcielenia muszą być tak bardzo upierdliwe i nieznośne?
- Ojeju jeju! Przestańcie już ją tak ganić! – słodka Sophie wzięła jeden ze swoich loczków i nakręciła je sobie powoli na palec – So! Kochana! Nie przejmuj się tak nimi – zrobiła zmartwioną minę – Chcemy dla Ciebie dobrze skarbie!
- Przestań Sophie – odezwała się ostro sekretarka- Może po prostu lepiej jej od razu pokazać to co trzeba?
Skupiłam się przez chwile na jej ciętej osobie i popatrzyłam na nią badająco. Miała spięte usta w cienką linie i rozszerzony nos, co znaczyło niechybnie, że jest zdenerwowana i pełna napięcia. Cała ja.
- Co mi chcecie pokazać? – zapytałam zniecierpliwiona
- Och, już włączamy! – wykrzyknęła słodka wersja mnie
- Włączamy?- zdziwiłam się a zaraz po tym sala wypełniła się ciemnością – Znowu?- westchnęłam i już miałam krzyczeć by coś z tym zrobiły, kiedy niespodziewanie na wszystkich lustrach pojawił się jeden wspólny obraz, niczym w kinie.
Nagle obraz stał się ruchomy i zaczął przedstawiać coś w rodzaju filmu. Filmu gdzie główną rolę grałam ja i Billie. Moje serce zabiło niebezpiecznie szybciej, kiedy zobaczyłam siebie siedzącą nad basenem śmiejącą się od ucha do ucha, a tuż obok mnie, Billiego zapatrzonego we mnie jak w obrazek. Normalnie nie zauważałam tego czułego wzroku, którym zaszczycał mnie na powyższym filmie. Następna scena przedstawiała urywki wszystkich prób rozmowy, między mną a Billiem. Ciągle widziałam przepełnioną żalem moją twarz i jego zmarszczone brwi. Nie trzeba było być geniuszem, by wiedzieć, że się niezwykle martwił! Kolejne etapy filmu pokazywały starania Billiego by do mnie dotrzeć. Usilnie pisał wiele sms-ów, które zaraz potem kasował. Nie chciał na mnie naciskać… Wiedział przecież, że i tak bym nie odpisała. Boże byłam taka beznadziejna! Ostatnia scena pokazywała go wchodzącego do szpitala wraz z Ann i Kylem, kiedy zostałam zabrana przez karetkę pogotowia. Rozmawiał o czymś z Marry, potem widocznie zdenerwowany, odwrócił się na pięcie i wyszedł szybko z budynku. Na koniec ujrzałam tylko przebłysk jego bladej podłączonej do kroplówki dłoni… Na tym seans się zakończył.
W Sali znów zapadły egipskie ciemności. Dopiero w tedy poczułam jak coś mokrego zlatuje mi z policzków. Moja ręka powędrowała ku oczom i ku mojemu rozbawieniu stwierdziłam, że płacze.
-Sophie… - szepnęła cicho któraś z moich wersji – W porządku?
- Chyba tak – odparłam drżącym głosem, natomiast po chwili nieoczekiwanie wybuchłam – byłam taka durna! Czemu nie widziałam tego wcześniej?! Czemu!? Mogłabym przecież do tego wszystkiego nie dopuścić! Żadne z nas nie byłoby teraz w szpitalu, gdybym tylko raz chciała go wysłuchać! – łzy płynęły ze mnie strumieniami. Nie potrafiłam ich powstrzymać w żaden możliwy sposób. Głębokie oddychanie, liczenie do dziesięciu… nic nie pomagało. A kiedy próbowałam wydobyć z siebie kolejne słowo, łzy wydawały się być silniejsze i po prostu odbierały mi głos. Czułam na sobie spojrzenie wszystkich moich sobowtórów. Nie musiałam podnosić głowy by wiedzieć, że przyglądają mi się z wyraźną dezaprobatą. Miałam ochotę krzyczeć. Przecież wiedziałam, że popełniłam błąd! Czemu dodatkowo musiały wywoływać u mnie poczucie winy, którego tak bardzo nienawidziłam?!
- Chce z tond wyjść! – krzyczałam uderzając bezsilnie pięściami w tą piękną wypolerowaną podłogę – Dajcie mi w końcu wyjść! Błagam!
- A czy zrozumiałaś to co miałaś zrozumieć? – Moja grzeczna wersja poprawiła okulary na nosie i prychnęła z obrzydzeniem
- A co miałam według was jeszcze zrozumieć!? Wiem, że spieprzyłam! Wiem, że mogło wyjść lepiej! Wiem, że mogłam w tedy porozmawiać z Billiem i wszystko by się potoczyłoby inaczej… Wiem….
- Nie wiesz chyba najważniejszego – odrzekła
- Czego?! – krzyknęłam histerycznie i wstałam by podejść do tej zołzowatej, pozbawionej uczuć suki
Milczała.
- Czego?! – powtórzyłam
- A Billie? – spytała słodka So, robiąc minę niewinnego dziecka. A ja słysząc dźwięk jego imienia, zamarłam w bezruchu i na chwilę przestałam oddychać. W jednej sekundzie zdałam sobie sprawę z tego, o co tak naprawdę chodziło, przez ten cały czas.
- Tak bardzo go potrzebuje – wyszeptałam cicho nie zdając sobie do końca sprawy, z tego co przed chwilą powiedziałam
Za sobą usłyszałam dźwięk wypuszczanego głośno powietrza. Kiedy się odwróciłam, wszystkie wcielenia patrzyły na mnie z szerokim uśmiechem i sprawiały wrażenie odprężonych. Nawet ta sztywna małpa była wyraźnie zadowolona.
- Gratuluję – powiedziała
Patrzyłam na nie szeroko otwartymi oczami i nie potrafiłam zrozumieć, co się przed chwilą zmieniło. W końcu dalej tu stałam. Jedyne co zrobiłam to…
-Sophie! – do Sali wbiegł Billie a za nim rozzłoszczona Sophie w kabaretkach
- Mówiłam ci, że nie możesz tu wejść! – krzyczała wściekła, rzucając w niego swoimi wysokimi butami. Na szczęście jej zdolności rzucani były bardzo ograniczone… niemal tak jak moje.
Chłopak podbiegł do mnie zdyszany i oparł mi ręce na ramionach głęboko wciągając powietrze. Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, próbując pozbierać myśli i wydusić z siebie coś sensownego. Chciałam powiedzieć mu tak dużo i równocześnie tak mało. Chciałam go przeprosić i wyjaśnić, że po prostu nie byłam w stanie zrobić tego wcześniej. Chciałam… ale jedyne co zdołałam wydusić to:
- Billie ja przepraszam.
Dopiero w tedy podniósł na mnie swoje niebieskie oczy i uśmiechnął się współczująco.
- Już znam odpowiedź. – powiedziałam pewnie i poczułam jak odpływam.

Wróciłam. Odetchnęłam głęboko i jeszcze raz powtórzyłam to sobie w myślach. Wróciłam. Jak to pięknie brzmi. W r ó c i ł a m. Od dziś będzie to moje ulubione słowo.
Tak wspaniale było czuć szpitalną pościel między nogami oraz oglądać nowy dzień za oknem. Czułam się jakbym zaczęła żyć od początku. Jakby ktoś mi wcisnął przycisk ‘’restart’’ i znów dał szanse normalnie funkcjonować. A co było w tym wszystkim najpiękniejsze?  To że ten restart zaczęłam wraz z NIM.
- Billie- szepnęłam i chwyciłam go delikatnie za dłoń. Co za szczęście że leżał w łóżku tuż obok mnie.
- Tak?- odpowiedział słabo jakby dopiero wybódził się ze snu.
- Odpowiedź brzmi: Tak.

                                                                                       KONIEC