czwartek, 26 grudnia 2013

''Coś większego'' - Roz. 22



Rozdział 22 – ‘’ Co robić? ‘’

Po dłuższym zastanowieniu wolałam chyba jednak zostać w tej białej pustce. Tam przynajmniej temperatura była umiarkowana. Tutaj ciekło ze mnie tak jakbym stała pod prysznicem. Chociaż krajobraz był urozmaicony. Po bokach pola, gdzieniegdzie drzewa, i polna dróżka, akurat taka na szerokość mnie. Po tej akcji z drugą mnie byłam jakoś zaskakująco spokojna, normalnie bym już panikowała i zadawała sobie setki pytań,  na które w większości i tak pewnie bym nie znalazła odpowiedzi. A teraz jestem nawet w stanie podziwiać uroki otaczającej mnie przyrody. Miałam wrażenie że nie jestem do końca sobą. W końcu połowa zachowań bardzo ze mną kontrastowała.
Po trzydziestu minutach wykańczającego marszu zatrzymałam się w cieniu jednego z okolicznych dębów. Był piękny. Akurat tak duży aby przykryć mnie całą swoim cieniem.
Kiedy penetrowałam go wzrokiem, od samej korony po same korzenie, spostrzegłam coś w rodzaju zdjęcia, na korze drzewa. Czy w tym świecie też istnieją reklamy? Jeżeli tak, to może jestem już na dobrej drodze do swojego. Podeszłam do niego i przyjrzałam się fotografii. Zdziwiłam się i zarazem przestraszyłam kiedy zobaczyłam na niej siebie, jeszcze małą, zaledwie paromiesięczną, w beciku na rękach zmęczonej mamy. Dlaczego to tutaj jest? Dotknęłam czule zdjęcia a ono poruszyło się pod moim dotykiem. Uskoczyłam od niego, ze strachem i z odległości trzech metrów oglądnęłam je dokładniej. Mama kiwała się ze mną na boki uśmiechając się od ucha do ucha a ja leniwie ziewałam zaciskając rączki na pieluszce. Przez chwilę poczułam się jak w Hogwardzie, gdzie ten rzekomy Potter miał tych fotek na pęczki. Czy coś mnie przeniosło do tego filmu? A może świat Harrego istnieje w rzeczywistości?
 Podążając dalej ścieżką po drodze minęłam jeszcze więcej zdjęć z mojego życia. Między innymi, moje pierwsze urodziny, pierwsza dyskoteka, przyjaciele z podwórka, rodzina na wakacjach, obóz, i cała reszta. Oczywiście każde z nich się ruszało pod wpływem mojego dotyku, a ja pochłaniałam ten widok jak zaczarowana. W normalnych okolicznościach powinno mnie to przerażać ale… trudno o normalne okoliczności.
Na końcu dróżki, znajdowało się ostatnie drzewo, potem tuż za nim był ciemny wysoki na ponad dwadzieścia metrów las. Śmiesznie kontrastował z wesołym krajobrazem pola. Lecz to ów ‘drzewo’ różniło się od innych. Było całe czerwone, praktycznie przekrwione. Ciekawiło mnie, jakie tam z kolei znajduje się zdjęcie. Podeszłam zaciekawiona i zobaczyłam leżącą siebie w szpitalnym łóżku. Na około wianek martwiącej się rodziny. Z boku kroplówka i tysiące nieznajomych kabelków.
Czy to był właśnie moment abym zaczęła panikować? Czy to teraz właśnie nadszedł czas aby zniknęła wyluzowana So i pojawiła się panikara So?
- Co to ma w ogóle być? – wyjąkałam
- Wynik twojego wczorajszego wieczoru. Ostro zabalowałaś.
Zaskoczeniem nie było to że koło mnie znów się pojawiła się moja druga wersja. Tym razem w spiętych w ciasny kok włosach, blada i ubrana w szpitalne wdzianko.
-  Co? Jak niby zabalowałam?
- Pierwszy raz w swoim życiu zajarałaś zioło So, jestem z ciebie dumna – powiedziała z kpiącym uśmieszkiem – niestety albo z nim albo z tobą było coś nie tak więc trafiłaś do szpitala. Ledwo cię odratowali wiesz?
- Dlaczego nie jestem jeszcze w domu?
- Myślisz że cię po takim czymś tak szybko wypuszczą? Najpierw musisz się wybudzić ze śpiączki.
- Jakiej śpiączki?!
- Ach, zadajesz tyle głupich pytań – westchnęła – to chyba normalne że zioło wywołało u ciebie lekki wstrząs który teraz przejawił się tym że robisz za śpiącą królewną. Ciekawe czy gdzieś po drodze spotkasz swojego księcia? – zachichotała
- Nie… Wiesz co? Ja mogę już naprawdę we wszystko uwierzyć, ale w to że sięgnęłam po narkotyki, już nie. To jakiś zły sen. Chce się obudzić!
- Ale dramatyzujesz…. Chcesz może dowodu?
- Chce.
- To popatrz lepiej na swoją rękę – chwyciła mnie za nią i podetknęła pod nos – widzisz to białe coś na niej? To tak zwany wenflon, gdybyś nie wiedziała. Dla drobnego wyjaśnienia, używa się go jak się jest w szpitalu. Czyli.. tak jak w twoim przypadku skarbie.
Popatrzyłam na niego przez dłuższą chwilę lecz zaraz znów postawiłam kontrę.
- To może być równie dobrze wytwór mojej wyobraźni.
- A czy wytworem twojej wyobraźni może być też to? – zapytała po czym dotknęła zdjęcia dwa razy. Chwile potem poczułam zawroty głowy, towarzyszące niewidzialnej sile, która jakby oderwała mnie od ziemi. Choć uparcie się broniłam to nie miałam na to żadnego wpływu. Razem z moim drugim alter ego wleciałyśmy w coś w rodzaju wiru, który trzy sekundy potem przeniósł nas do wnętrza zdjęcia. Byłam jeszcze tak oszołomiona po samej ‘’podróży’’ że ledwo zauważyłam, że unoszę się nad swoim ciałem.
- Fajny widok nie?- zapytała druga ja – wyglądasz tak słoooodko jak śpisz.
- Nie wierze że to się dzieje naprawdę. – wydukałam – przecież to powinno dziać się w książkach i w filmach a nie w rzeczywistości do cholery!
- Och, nie unoś się tak bo ci puls podskoczy i jeszcze nam się zatrzymasz hi hi. Taki żart.
Wzięłam dwa głębsze wdechy, które ani trochę nie pomogły mi się uspokoić. Chciałam dalej uparcie wierzyć, że to tylko sen. Wyjątkowo, długi i realistyczny sen.
- To żaden dowód – powiedziałam choć z częstotliwością  tych wypowiadanych słów zaczynałam w to coraz mniej wierzyć.
- I dalej się upierasz przy swoim? No ile można… - Druga Sophie podrapała się po głowie – Dobrze, to ostatnia próba.
- Jaka ostatnia próba? – znów nie rozumiałam co do mnie mówi
- Nie gadaj, tylko leć! – krzyknęła i wraz z tym wepchnęła mnie do swojego ciała, leżącego na łóżku.
Poczułam przechodzące mnie zimno. Rozchodziło się po całym ciele a ja miałam wrażenie że równocześnie drętwieje. Otworzyłam oczy i zobaczyłam swoje stopy, przykryte szpitalną kołdrą. Poruszyłam nimi dla pewności że znów jestem w swoim świecie. Tak, one tez się ruszały, choć z bólem ale jednak! Ucieszyłam się i chciałam już zejść z łóżka kiedy coś zaczęło pikać. Obejrzałam się w kierunku źródła i zobaczyłam jeden z tych monitorów które kontrolują puls. Mój najwidoczniej przyspieszał. Spanikowana obejrzałam się do góry w poszukiwaniu tej wrednej suki, która mnie tu wepchnęła. Zamiast niej, zobaczyłam w drzwiach biegnącą już pielęgniarkę wraz z wysokim doktorem.
- Łups, chyba coś cię za długo przetrzymałam. – usłyszałam w swojej głowie
Dosłownie sekundę potem znów poczułam wszechogarniające mnie zimno i gwałtowny zryw, odczuwalny za pierwszym razem kiedy się tu pojawiłyśmy.
 W mgnieniu oka znów znajdowaliśmy na polu. Sama nie wiem czemu, ale sprawiło mi to w pewien sposób ulgę.
- Uch, musiałaś tak się od razu cieszyć że wróciłaś? – warknęła na mnie  druga ja – będę miała z twojego powodu, masę problemów. No, ale mam nadzieję, że teraz uwierzyłaś skarbie. Jeśli nie, to zostawię Cię tu bez skrupułów. Mam ważniejsze rzeczy do robienie niż, niańczenie jakiejś niedorozwiniętej wersji mnie. – dodała z przesłodzonym uśmiechem.
Po tym wszystkim patrzyłam na nią, jak wół na malowane wrota. Dalej nie mieściło mi się w głowie to co widzę, ale musiałam czegoś się chwycić. Jeżeli wierzyć słowom tej suki, to bardzo prawdopodobne, że jeśli się nie zdecyduje zostanę tu na zawsze…
Musiałam podjąć decyzję, nawet jeżeli miałby to być głupi sen.
- Co mam zrobić żeby się stąd wydostać?
Druga So uśmiechnęła się przebiegle.
- Nic wielkiego. Po prostu pozabijać kilka ciał.



1 komentarz:

  1. Za-je-fajne :)
    co mam ci powiedzieć, co ?

    No tyle ile mogę to Ci powiem : chcę więcej :)

    OdpowiedzUsuń