środa, 20 listopada 2013

''Coś większego'' - Roz. 17


Rozdział 17 – ‘’ Do czego może doprowadzić jedna rozmowa…? ‘’

‘’Będzie dobrze. Wyglądam świetnie i zamierzam się  świetnie bawić. Tak, będzie fajnie. Musi być. Będę z dziewczynami a okna będą pozamykane więc tak szybko nie wyskoczę. ‘’
Tak So mówiła przed polonezem. Natomiast po nim…
‘’Cholera jasna. By to wszystko szlak trafił. Jestem cała spocona i ze mnie cieknie! Te rajstopy zaraz się do mnie przykleją. Nie wspomnę o włosach. Pewnie są przyklapnięte. Jeszcze ten Billie. Kurna… Muszę z nim w końcu pogadać. Szlak, szlak, szlak… Może jeszcze nie jest za późno by z tond uciec?’’
Kto normalny by za nią nadążył?
- Nawet fajnie to wyszło nie? – zapytał Billie
So udała tylko, że go nie słyszy i zaczęła się przeciskać w kierunku wyjścia z Sali gimnastycznej. Musiała trochę ochłonąć w szczególności że dziś, lub być może nawet za chwilę czekała ją rozmowa, na którą szykowała się bardzo długo. Kiedyś należało to w końcu skończyć. A „kiedyś” wypadało akurat dziś.
- Ignorujesz mnie? - Dziewczyny nie zdziwiło, że wyszedł od razu za nią. – no tak, przecież robisz to w końcu od dwóch miesięcy.
Sophie wzięła głęboki wdech i obróciła się do niego twarzą. Dopiero w tedy zauważyła co ten chłopak przeżywa. Ból, strach, nadzieja, pogarda, złość i szczęście malowały się w jego oczach, niczym nadmorski obrazek. Wszystko było tak wyraźne, że Sophie poczuła przez chwilę, ukłucie bólu, że doprowadziła go do takiego stanu. Miała nadzieję, że rozmowa chociaż trochę to zmieni.
- Pogadajmy dobrze? – zapytała i nie czekając na zgodę zaczęła mówić – nie chciałam cię wplątywać w swoje problemy, bo to i tak nic by nie zmieniło. Dobrze wiesz, że kiedy wpadam w depresje, nie ważne czy małą czy dużą, to muszę sama z niej wyjść bo niczyje gadanie, twoje czy kogokolwiek innego nic nie da. A opowiadanie o tym, przypomniało by mi to czego nie chce pamiętać. Więc.. teraz wiesz, dlaczego ci o niczym nie powiedziałam.
- A czy teraz mi powiesz? – zapytał z nadzieją, a dziewczyna rozgniotła ją niczym karalucha
- Nie.
- Co? Ale czemu? Jak…? Albo wiesz? – chłopak odetchnął głęboko, wyraźnie świadomy swojej przegranej - Nie, ja już nie będę prosił, tylko po prostu powiem ci co o tym myślę.
‘’Teraz szykuje się największy cios. Pewnie prawy sierpowy’’ – pomyślała ponuro So
- Po pierwsze, jesteś idiotką że tak myślisz, bo takim sposobem nigdy nic nie osiągniesz. Nigdy nie będziesz mieć tego swojego wymarzonego chłopaka ani nie dostaniesz się do dobrego liceum. Nic! Chcesz tłumić w sobie problemy? Proszę bardzo!  Po drugie, na dłuższą metę, tego nie wytrzymasz, i skoczysz z tego cholernego mostu tak jak zawsze chciałaś. Może to  i dobrze, leć już teraz, jeśli chcesz! – krzyknął i odwrócił się na pięcie
Nagle ten dzień stracił cały urok. Sophie stojąc w swojej pięknej wymarzonej sukience, czuła się jak szmaciana lalka, którą właśnie ktoś rzucił w kąt pokoju. A w tej chwili, tej szmacianej lalce, zaczęły napływać do oczu łzy.
- Sophie! – głos Marry ledwo przedarł się przez samobójcze myśli dziewczyny – Co się stało?! Widziałyśmy Billiego jak szedł tym swoim zamaszystym krokiem, do klasy. Pokłóciliście się? Czy ty płaczesz?
So, szybko  otarła przezroczystą maź, i uśmiechnęła się niewyraźnie.
- Nie, nic mi nie jest. Muszę iść po prostu do toalety.
Przyjaciółka spojrzała na nią nieufnie.
- Ok, ale pójdziemy z tobą. – powiedziała Marry a Mandy i reszta ją poparły, jakby wiedziały co się stało
- Ej, no błagam. Dam sobie radę, to tylko t o a l e t a.
- Będziemy czekać w takim razie przed klasą.
- Oki. – odpowiedziała szybko dziewczyna i oddaliła się z prędkością światła w obawie, że zmienią zdanie.
Chodzenie w szpilkach na roztrzęsionych nogach, nie było dobrym pomysłem. Samo dotarcie tam graniczyło z cudem, tak samo z resztą jak powstrzymywanie łez by nie rozpuściły makijażu.
Wraz z otworzeniem drzwi, Sophie uderzył duszący zapach, nie podobny do żadnych perfum. Musiała odkaszlnąć parę razy aby umieć normalnie oddychać. Przedarła się do przedsionka gdzie znajdowały się toalety i zobaczyła jej koleżanki z równoległej klasy, jarających tak zwane zioło.
‘’Czyżby była to odpowiedź na moje modlitwy?’’- przemknęło jej przez myśl
Dziewczyny obróciły się w jej stronę jak oparzone.
- Ej, tylko nas nie wydaj ,jasne? – odpowiedziała wysoka brunetka zaciągając się
- Spoko – burknęła So, i weszła do jednej z kabin.
- A chcesz? – zapytała ruda postać, wyłaniająca się z kłębi dymu
- Nie, dzięki.
- Pff…
Sophie usiadła na toaletowej desce i zaczęła nietrzeźwo myśleć. Bardzo nietrzeźwo. Zebrała wszystkie negatywne wspomnienia, z ostatnich miesięcy i przeraziła się ich ogromem. Zaczęły jej się trząść ręce i czuła że za chwile sama się rozsypie. Nie mogła tego kontrolować i wydawało się że jedynym wyjściem jest śmierć.
‘’Nie, to nie może się tak skończyć’’
Pociągnęła zamaszyście za klamkę.
- Zmieniłam zdanie. Daj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz