czwartek, 31 października 2013

''Coś większego'' - Roz.11


Rozdział 11 – ‘’ Czas zwierzeń i decyzji ‘’

Ann czuła się po dzisiejszej nocy, jakby miała niewyobrażalnie wielkiego kaca. Bolała ją głowa i żołądek, a do tego nie mogła spojrzeć w lustro. Włosy, które przypominały istne siano. Spuchnięta buzia, łącznie nawet z ustami. Podkrążone oczy, po nieprzespanych czterech godzinach, które spędziła na dręczeniu się różnymi rodzajami gdybań. Jednym słowem, te gdybania dotyczyły skromnej osoby Kyle. Brzydziła się sobą i nie potrafiła normalnie funkcjonować z myślą, że coś do niego czuje. Było to dla niej coś w rodzaju zarazy, na którą była odporna przez bardzo długi czas, a teraz kiedy wszyscy się z niej wyleczyli,  ona na końcu została zarażona. Coś okropnego.
- Japierdziele…- mruknęła pod nosem Annie, wstając powoli z łóżka – nie powinnam iść dziś w ogóle do szkoły – założyła puchowe różowe kapcie, i poczłapała do jej prywatnej łazienki.
Weszła do kabiny prysznicowej, i wypuściła gorące smugi wody. Pozwoliła by ciekły po niej, i spływały w bardzo wolnym tempie. Nigdzie się na razie nie spieszyła.
‘’Jak wytłumaczyć to że jestem zazdrosna? To że przyjaźnię się z nim, niczego nie tłumaczy, bo kiedy by się z kimś nie umawiał, po prostu to zlewałam. A teraz co? Jestem idiotką. Co ja sobie myślałam? Że jak pójdę za nimi do tego cholernego kina, to nikt się nie skapnie o co mi chodzi? Tylko debil by się nie domyślił. Gdybym mogła cofnąć czas, nigdy nie zaczęłabym z nim rozmawiać. Moja znajomość z nim, komplikuje mi życie do rozmiarów, których nawet ja nie mogę ogarnąć… Na samo wspomnienie dzisiejszego dnia robi mi się niedobrze. Ale będzie Kyle. Będę mogła się z nim poprzekomarzać, i… Boże, nie! Nie chce o nim myśleć w ten sposób! Muszę zacząć coś robić, by nie dopuścić takich myśli. Dzisiaj nie dam po sobie nic poznać. Może w ten sposób pomału z tego wyjdę. ‘’
Ann, wyłączyła wodę i owinęła się szczelnie w miękki ręcznik. Doprowadziła swoje gęste brązowe włosy do względnego wyglądu i wciągnęła na siebie miętową przewiewną bluzkę na ramiączkach, dopasowując ją do czarnych rurek. Przejechała pudrem po swej zmęczonej twarzy i zbiegła do kuchni. W lodówce nie znalazła nic ciekawego. Może by zjadła naleśniki?
‘’Tak jak w tedy z Kylem…’’ – Ann rozmarzyła się na chwilę, ale zaraz spoważniała ‘’właśnie takiego zachowania miałam się wystrzegać’’
Ostatecznie chwyciła jedno z jabłek, leżących w szklanej misce, i wgryzła się w nie. I tak była na diecie, więc nie mogła pozwolić sobie na coś bardziej kalorycznego.
Ubrała swoje Vansy i wzięła plecak zarzucając na siebie dżinsową kurtkę. Wychodząc zatrzasnęła drzwi, i zaczęła grzebać w plecaku, szukając iPoda oraz słuchawek. Chwilę potem miała już go w ręce i szukała swojego ulubionego kawałku, przy którym odpływała. Kiedy miała już go wybrać, jej  telefon zawibrował, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Kyle.
‘’ Odrzucić czy odebrać?’’ – popatrzyła jeszcze raz na jego zdjęcie, które ona sama mu robiła, jeszcze przed tym wszystkim… uśmiechał się szeroko, w tym swoim niebieskim fullcapie. Sama go z nim wybierała. W tedy było inaczej. Było lepiej – ‘’czego on może chcieć o tej godzinie?’’
W końcu postanowiła odebrać. Nacisnęła zieloną słuchawkę:
- Tak, słucham?
- Co tak oficjalnie? – Ann nie wiedziała co odpowiedzieć, więc milczała – gdzie jesteś? Idziemy razem do szkoły?
- Ja jadę autobusem – powiedziała chłodno i zaczęła toczyć wewnętrzną bitwę z samą sobą
- To nic, mogę jechać z tobą. Mam Urbana na wszystkie linie – ‘’szlak’’ pomyślała – to jak?
- Mam za minutę autobus, wątpię żebyś zdążył.
- To wsiądę na następnym przystanku, tylko powiedz mi kiedy jest następny i gdzie.
‘’Cholera… on się nie odczepi’’
- Eee.. nie znam się na przystankach. – powiedziała z nadzieją, że to odwiedzie go od pomysłu wspólnej jazdy
- To też nie problem. Po prostu powiedz gdzie wsiadasz i o której masz ten autobus, to znajdę go w komórce – Ann czuła że gra jej na nerwach i robi to wszystko ewidentnie z premedytacją
- Przepraszam, ale właśnie do niego wchodzę – dziewczyna zaczęła szurać papierkiem od cukierka przy słuchawce telefonu, z nadzieją, że ten stary filmowy trik zadziała – oj, coś strasznie szumi. Wybacz muszę kończyć! – rozłączyła się i schowała z hukiem komórkę na dno plecaka.
‘’Uff… Było blisko’’

Weszła do szkoły, jak zwykle piętnaście minut przed lekcją. Na spokojnie wkroczyła do szatni i podeszła do swojej szafki, którą dzieliła z Sophie. Jak zwykle, była pierwsza. Ann podziwiała ją, jak może codziennie wstawać o 6:00 i być w szkole już przed siódmą. Zdjęła płaszcz,  i z trudem upchnęła go w za małym metalowym pudełku, zwanym szafką. Zamknęła ją i miała się już obrócić kiedy usłyszała tuż koło swojego ucha JEGO głos:
- Jeżeli nie chciałaś ze mną jechać trzeba było powiedzieć. – zamruczał
Ann, odwróciła się zamaszyszcie i stanęła z nim twarzą w twarz.
- A kto powiedział że nie chciałam?
- A chciałaś? – zdziwił się. ‘’Szlak, zapędziłam się tylko w ślepą uliczkę…’’- myślałem że będziesz teraz unikać mojej obecności, z resztą sami wiemy dlaczego – uśmiechnął się znacząco
- Nie wiem o co ci chodzi – rzuciła, z nadzieją że odwiedzie go od tego tematu i zaczęła przeciskać się w głąb korytarza, na górne piętro. Po raz pierwszy chciała znaleźć się na lekcji, tak szybko jak było to możliwe.
- Znów się okłamujesz! – krzyknął za jej plecami, a Ann przeleciał zimny pot, w obawie że on już wie…
Omijając ludzi z różnych klas, przez przypadek wpadła na Pause i Rose, które widziały całe zajście. Ich stosunek, do znajomości tej dwójki, był jak zwykle przesądzony. Dla nich, zawsze jedna ze stron kogoś kochała. I tak było i tym razem, tyle że Ann nie wiedziała że przyzna im kiedykolwiek rację. Z resztą nie tylko im…
- Siemka! – przytuliła obie, i z wymuszonym uśmiechem starała się prowadzić normalnie rozmowę – iść z wami do szatni?
- Nie trzeba – odparła lodowato Pause – widać że masz inne zajęcie.
- Niby jakie?
- Jego – Rose wskazała ruchem głowy na Kyle
- Pogrzało was? Tego debila, spotkałam tylko w szatni, i pytał się o zadanie domowe – skłamała Ann
- Yhm..- powiedziały równocześnie, dając jej do zrozumienia że nie wierzą jej ani trochę
- Serio!
- Ann, jak już będziesz nam gotowa powiedzieć to co masz do powiedzenia, to po prostu przyjdź – odparła tak samo lodowatym tonem Pause, chwyciła Rose za rękę i odeszły
‘’Cholera… ten dzień nie zapowiada się zbyt dobrze’’

- So… chyba stało się to co podejrzewałaś
Ann siedziała cała w nerwach, od godziny 7:30, kiedy zaczęła się Chemia. W ogóle się nie mogła skupić, i w sumie nawet jej nie zależało na tym by było inaczej. Węglowodory, chlorowodory i cała reszta chemicznych nazw, mogła się teraz wypchać. Teraz liczyło się co zrobi, żeby jej zdrowie psychiczne nie rozpadło się na małe kawałeczki, kiedy następnym razem spotka Kyle.
W końcu jednak, stwierdziła że komuś o tym powie i nie będzie się naprawdę liczyć czy ten ktoś to zaakceptuje czy nie. Czy zacznie plotkować czy nie. Jedyną neutralną osobą, która traktowała wszystkie sprawy na logikę i brała jako tako na zdrowy rozsądek była właśnie Sophie.
Annie, nie zwierzała jej się pierwszy raz. Można by nawet powiedzieć, że mówiła jej czasem rzeczy o których nie miały pojęcia nawet Pause czy Rose.
- To znaczy?- zapytała nie odrywając wzroku od zeszytu ćwiczeń. I to właśnie chodziło Ann! Bezwzględną obojętność!
- To znaczy że ja… no cóż… zaczęłam chyba coś czuć do… K… Kyle – ech, Ann, ledwo to wykrztusiła.
Długopis So, nagle się zatrzymał, i wszystko inne stanęło w miejscu. Dziewczyna zamarła i z trudem odwróciła głowę w jej kierunku. Patrzyła się na nią przez dłuższą chwilę, jakby oceniała czy sobie z niej żartuje czy… o zgrozo… mówi poważnie.
- Mówisz to całkowicie naturalnie i nie jesteś pod wpływem żadnych środków odurzających? – upewniła się
- Żałuję ale nie.- Ann poczuła się dokładnie tak samo jak, miesiąc temu, kiedy Sophie sama poruszyła ten temat:
- Hej Ann. Czy ty czasem czegoś nie czujesz do tego dupka Kyle? – zapytała w tedy tak poważnie, że Annie, zaczęła się zastanawiać czy jej początkowe twierdzenie, że ‘’nie, nie czuje’’, jest prawdziwe. Obrzuciła ją tylko współczującym spojrzeniem i uznała to jako żart. Bo w tedy faktycznie było inaczej.
Lecz wracając do rzeczywistości…
- Ann, czy ty to dobrze przemyślałaś i jesteś pewna że to nie jest nic przelotnego, co zaraz się urwie?
- Tak, jestem pewna. Wiem, że to nieodpowiedni facet, o ile można go tak w ogóle nazwać, ale spędziła z nim tak dużo czasu, że… ach sama nie wiem. To wszystko bezsensu.
- Nom, żebyś wiedziała. To bezsensu – potwierdziła Sophie- a mówiłaś mu?
- Nie i raczej nie zamierzam. Ale wiesz co jest najgorsze?- zapytała Ann – to że na każdym kroku sprawdza to czy czegoś do niego nie czuje. Na przykład, wczoraj na tej imprezie. Pamiętasz jak zaprosił w tedy do kina Marry? – Sophie potwierdziła – to było tylko po to by sprawdzić, czy nie pójdę aby za nimi. Bo jeżeli bym poszła znaczyłoby, to że jestem zazdrosna, a jak zazdrosna to już sama wiesz…
- Tak wiem...- mruknęła So – to co zamierzasz na razie zrobić?
- Nie wiem. Póki co chce to ukrywać, aż będę sama gotowa i pewna mu to powiedzieć.
- I słusznie. Nie mów tego nikomu, bo zaraz rozgadają, a wystarczy że i tak chodzą o was plotki.
- Wiem, wiem. Pause i Rose, chyba zaczynają coś wyczuwać.
- Uważaj Ann.- szepnęła Sophie i z powrotem zanurzyła się w ćwiczeniach,.

Po mimo ukrywanego spokoju Sophie, w środku aż ja rozsadzało. Starała się ukrywać do końca lekcji, jej nerwowe drżenie rąk i trzęsący się głos, ale nie mogła. Ciągle zadawała sobie pytanie, jak ktoś taki jak Kyle, mógł ją doprowadzić do takich nerwów. Nawet nie pamiętała kiedy ostatnio była w takim stanie.
 Zaraz po dzwonku, wybiegła z klasy, chwytając po drodze Marry. Dziewczyna nie zadawała pytań, bo odruchy So, takie jak te, mogły znaczyć tylko jedną. PLOTY OD ANN.  Zeszły do szatni, gdzie mogły spokojnie porozmawiać, i usiadły w jednym z boksów.
- Mam nowe newsy – oświadczyła So
- Łohoh! Mów od razu!
- Nie ekscytuj się tak, bo to nic miłego. Gadałam z Ann i nie uwierzysz co mi powiedziała – Sophie zaśmiała się lekko na samo wspomnienie- ona kocha Kyle – prychnęła
- Co?!
- No właśnie. Z resztą spodziewałyśmy się  tego, nie powinno nas to dziwić. - Sophie już ze stoickim spokojem opowiedziała Marry całą resztę rzeczy, których dowiedziała się od Ann na lekcji chemii ( po mimo tego, że sama mówiła ‘’Nie mów tego nikomu’’) Takie przekazywanie ‘’informacji’’ było im znane od początków gimnazjum. Oczywiście Ann nigdy się nie domyśliła że jej sekreciki mogły dostać się w nie powołane ręce. Na przykład w takie ręce jak So.
- Nie mogę… Idiotka. Jestem idiotką – powiedziała zrezygnowanie Marry
- Z grzeczności nie zaprzeczę.
- Dzięki. – prychnęła odwracając się do niej plecami
- Nie fochaj się. Ważne że już wiadomo jak trzeba się nastawić do życia w tej przeklętej klasie.


środa, 30 października 2013

''Coś większego'' - Roz. 10



Rozdział 10 – ‘’ Nareszcie koniec ‘’

Marry chodziła roztrzęsiona po całym domu niczym trzepaczka od jajek, w poszukiwaniu Sophie. Niemal w tempie natychmiastowym, musiała opowiedzieć jej wszystko od  A do Z, co działo się rzekomej ‘’randce’’ w kinie. Okrążyła cały dom, lecz jej nie znalazła. Komórka So, nie odpowiadała  więc szanse na kontakt chociażby przez telefon były znikome.
Kiedy tak chodziła w tę i we wtę po domu, natknęła się na Gabe. Wątpiła by wiedział gdzie jest jej przyjaciółka ale i tak postanowiła się zapytać.
- Widziałeś może gdzieś So? – zapytała z nadzieją
- Ta- mruknął – jest na basenie, na zewnątrz – wskazał na szklane rozsuwane drzwi
- Wielkie dzięki!
Niemal jak z procy, pobiegła w kierunku, pokazanym przez kolege.
Tak jak mówił. So, siedziała przy basenie, mocząc frywolnie nogi i śmiejąc się od ucha do ucha. Ale nie była sama. Koło niej, znajdował się, Billie.
‘’Czyli jednak coś musiało się stać ‘’ pomyślała ponuro Marry i podążyła w ich kierunku. Sprawę, prawdopodobnego incydentu z So, postanowiła zostawić na boku, do czasu kiedy się nie wygada. Bo w tej chwili jak najbardziej właśnie tego potrzebowała…
- Hej – powiedziała i usiadła koło nich zdejmując buty również mocząc nogi
- O hej! I jak było na randce? – zapytała radośnie So. Marry zrobiło się dziwnie. Raz że od słowa ‘’randka’’, które nijak tu nie pasowało, a dwa że od tego wesołego humoru So, który swoją drogą też do niej nie pasował.
- Tego nie można nazwać w ogóle randką…- mruknęła zdegustowana
- A. Czyli rozumiem, że było aż tak źle?
- Źle to mało powiedziane. W dodatku, na salę wbiła do nas jeszcze Ann!
- Żartujesz prawda? – zapytała poważnie przyjaciółka
- Z takich rzeczy się nie żartuje – odparła równie poważnie Marry
- Oł…
- A po co ona w ogóle tam przyszła? – odezwał się Billie
- Też bym chciała to wiedzieć.
- I co zrobiłaś? Po tym jak weszła?
- Tyle że ja nawet nie wiem kiedy ona tam weszła! Ale po tym jak się zorientowałam, że jest z tyłu za nami, zapytałam jej po co tu przyszła? A ona że, po to by zobaczyć jak się sprawy mają…
- Chodziło jej o ciebie i o Kyle?
- Prawdopodobnie tak. Dodała jeszcze że nie wiedziała że on gustuje, teraz cytuje, w ‘’cichutkich duszyczkach’. A potem, on powiedział że się świetnie dogadujemy i objął mnie ramieniem.. taa…
Sophie zagwizdała podśmiewując się lekko pod nosem.
- A co ona na to?
- Kto? Ann? – Billie potwierdził – stwierdziła że w takim razie nie będzie nam przeszkadzać i sobie poszła. Chciałam ją zatrzymać, bo już nie uśmiechało mi się zostawać sam na sam z Kylem, ale ona tylko powiedziała że nie muszę być taka skromna czy coś w tym stylu. – Marry niezadowolona wydęła usta.
- I co dalej?
- Dalej było tylko gorzej… Po tym jak ta sucz wyszła, Kyle pięć sekund po tym stwierdził że możemy już kończyć. Zdziwiłam się, a on od razu mi wyjechał z tekstem ‘’ Rozumiem że chcesz spędzić w moim towarzystwie trochę więcej czasu’’. Szlak mnie trafił, więc zebrałam się i po prostu wyszłam. Na końcu jeszcze, jak byłam przy drzwiach, przeprosił mnie że musiałam brać w tym udział. Za cholerę nie wiedziałam o co mogłoby mu chodzić. Nic nie powiedziałam, tylko wyszłam.
- Jej! Jestem z ciebie dumna! – krzyknęła uradowana Sophie i mocno ją uściskała
- I… Przyznaje ci racje Sophie. Kyle to dupek.
- Ha! Normalnie bym powiedziała coś ciętego, ale widzę że jesteś tak przybita, że nie ma potrzeby przybijać cię bardziej – zaśmiała się Sophie
- Bardzo śmieszne – odparła zgryźliwie Marry, ale i tak się uśmiechnęła.
- Gdzie jest teraz w ogóle Ann?- zapytał Billie rozglądając się po bokach
- A cholera ją wie. – machnęła ręką So – kogo to obchodzi. Ważne że ktoś tu przejrzał na oczy – zachichotała i spojrzała wymownie na Marry. Udała że tego nie widzi.
- Billie – zaczęła niezgrabnie – czy mógłbyś nas na chwile zostawić same z Sophie? Chciałabym się jej o coś zapytać. – chłopak przeraził się – nie, nie! To nic ważnego. To błahostka, uwierz mi.
- Ok, nie ma sprawy. I tak muszę poszukać Mike, bo zgubiłem go jakieś pół godziny temu w tłumie- zaśmiał się i oddalił się w kierunku domu
Sophie popatrzyła uważnie na Marry i powiedziała:
- Oj jak ty już mówisz takim tonem, to ja się boję coś ty wymyśliła. – Marry przygryzła wargę – i to nie jest taka błahostka prawda? Okłamałaś go mendo. – stwierdziła niezadowolona. Nie lubiła okłamywać kogokolwiek.
- Raz mogę.- prychnęła
So milczała wpatrując się w swoje mokre nogi. Czekała na to co jej powie Marry, a wnioskując po jej minie, nie było to nic przyjemnego.
- A więc jednak miałam rację tak? – wydusiła w końcu z siebie dziewczyna
- Z czym miałaś rację?
- Chciałaś coś sobie zrobić prawda? Dlatego Billie tu był. – stwierdziła krótko
- Czyli jednak, kazałaś mu go mnie pilnować?- zauważyła sprytnie Sophie
- Powiedział ci?
- Tak, ale to nie ważne. I co do twojego pytania, to nic sobie nie chciałam zrobić.
- Na pewno? – przyjrzała jej się uważnie Marry
- Tak.
- Kłamiesz.
- Nie.
- Drży ci warga i oczy ci się śmieją. Zawsze tak masz kiedy kłamiesz. – powiedziała z satysfakcją Marry.
- Dobra, dobra. Niech ci będzie.
- Więc… mam rację tak?
- Ta…
- O Boże…- westchnęła przeciągle-  Czy ja mam ci nakopać do dupy wariatko!? Co takiego chciałaś sobie znów zrobić?!
- Widzisz tą szklankę na dnie basenu? – zapytała
- No widzę. To szklanka do whiskey. I po co mi… nie. Nie! Ty chyba oszalałaś?
- Nom, to całkiem możliwe.
- Wypiłaś coś? Boże! No to pięknie!
- Uspokój się! Nic nie wypiłam, bo Billie mi nie pozwolił. Przyszedł akurat w tedy kiedy, chciałam podnieść szklankę do ust. Zadowolona?!
- Bardzo – uśmiechnęła się pewnie Marry i uspokojona rozluźniła się. Po chwili jednak znieruchomiała. Jeżeli nic nie wypiła, to dlaczego miałaś taki dobry humor? Do głowy Marry przyszła pewna myśl, ale nie miała odwagi by wypowiedzieć ją w pełni tak jak tego chciała.
- A… Sophie?
- Hmm?- burknęła. Ciągle była zła, że Marry i Billie ją pilnowali jak małe dziecko
- Czy wy z Billiem… no wiesz…?
- Mam cię wrzucić do basenu za to pytanie?- zapytała robiąc się czerwona na twarzy
- Po prostu powiedz tak czy nie. – drążyła wytrwale Marry
- Nie denerwuj mnie, bo basen masz niedaleko.
- Czyli nie?
- Nie!
- To dlaczego masz taki dobry humor no! – Marry nie wytrzymała
- A nie mogę mieć dobrego humoru, po rozmowie z kumplem? Czy od razu muszę coś pić, całować się lub nie wiadomo co jeszcze?!
- Ok. ok. nie denerwuj się już tak.
- Za późno mendo.
Marry stwierdziła, że odpuści sobie ten temat, ale na pewno kiedyś do niego wróci. Może nie tak szybko, bo nie chce być w końcu wrzucona do basenu, bo doskonale wiedziała że Sophie, po mimo jej stanu, będzie do tego zdolna.
- Wiesz może, która godzina?- zapytała, przy okazji by sprawdzić czy jest na nią dalej zła
- Poczekaj sprawdzę – odpowiedziała normalnym tonem, co Marry wzięła za dobry znak. Sięgnęła do kieszeni spodni, i wyjęła komórkę – jest 2:37. Och… trochę późnawo.
- trochę?! Rodzice mnie zabiją! – krzyknęła spanikowana Marry. – boże, gdzie moja torba? Muszę im wysłać sms-a albo cokolwiek. Mówię ci, ja już nigdy więcej nie wyjdę. Mój tata, mnie zabije. A potem mama. Nie, nie. Ja tego nie przeżyje. Wywalą mnie z domu.
- Najwyżej zamieszkasz u mnie – zaśmiała się Sophie i zaczęła ją uspokajać – weź głęboki wdech i na spokojnie wszystko przemyśl ok? – Marry kiwnęła posłusznie głową – torebkę masz na ramieniu, sieroto, i założę się że komórkę też tam masz. Wyjmij ją i napisz rodzicom sms-a że będziesz za pół godziny i że przepraszasz że tak późno, ale nie miałaś kiedy napisać bo tak się ‘suuuper’ bawiłaś. I już. Rodzice na pewno to zrozumieją. Problem rozwiązany panikaro.
- Ok. Ale jak coś pójdzie nie tak, będzie na ciebie – zażartowała
- Oczywiście, biorę na siebie pełną odpowiedzialność. A! Zapomniałam ci powiedzieć coś zabawnego. Widziałam w łazience Arthura i Bitch, namiętnie całujących się w wannie – Sophie zaśmiała się na samo wspomnienie. Spojrzała na Marry. Była kompletnie zszokowana – haha! Uwielbiam twoje reakcje!

Wychodząc, Marry zauważyła w tłumie niewyraźną sylwetkę Kyle. Znieruchomiała, co So zaraz zauważyła. Podążyła za jej wzrokiem i zrozumiała grozę sytuacji. Na jej miejscu zrobiła pewnie by to samo. Na pobliskim stoliku zauważyła szklanki napełnione jakimś różowo-podobnym płynem. W jej głowie pojawił się pewien szatański plan, który byłby idealnym uwiecznieniem dzisiejszego dnia. W mgnieniu oka przystąpiła do jego realizacji.
Chwyciła za jedną ze szklanek, na co Billie i Marry zareagowali niemal błyskawicznie, ale ona tylko wydusiła bezgłośnie ‘’nie tym razem’’ i zaczęła iść powoli w kierunku delikwenta – Kyle. Wszystko trwało tylko sekundę. So, podeszła do niego mimo chodem, i wylała całą zawartość kubka, na jego firmowy T-schirt.
- Co ty zrobiłaś?! To była moja ulubiona koszula do jasnej cholery! – wydarł się tak głośno, że połowa domu zwróciła na niego uwagę
- Łups! – So teatralnie zakryła usta – tak baaardzo mi przykro! – rzuciła i obróciła się na pięcie zachowując poważną mimikę twarzy. Podeszła do przyjaciół.
- So! To było genialne! – pochwaliła ją Gwen
- Powtórzyłaś numer z butelką! – Marry rzuciła jej się na szyję – jesteś kochana! Tylko powiedz mi po co?
- Jak to po co? Żeby mieć beke z tego frajera, to po pierwsze, a po drugie by uratować honor mojej przyjaciółki nie?
- Śmierć frajerom! – Mike wydarł się do ucha całej czwórce a reszta wybuchła gromkim śmiechem. I właśnie z takim akcentem, ta magiczna piątka opuściła ‘’siedlisko diabła’’.

- To do jutra!
- Na razie!
- Cześć!
Marry i Gwen zostawiły pozostałą trójkę i oddaliły się do domu. Obydwie mieszkały w tym samym bloku nie daleko szkoły, więc wracały razem. Mike, mieszkał równie blisko jak dziewczyny. Jego mieszkanie znajdowało się zaraz po drugiej stronie ulicy. Natomiast Sophie oraz Billie, mieszkali kawałek dalej od szkoły. Musieli jechać na oko z dziesięć przystanków i to w dwóch różnych kierunkach.
Sophie ze zgrozom spojrzała na swoją sytuacje. Jest godzina 2:54 a ona musi wracać do domu, sama nocnym autobusem, który nie należał do bezpiecznych swoją drogą. Cudownie… Może liczyć tylko na łut szczęścia, że wróci tej nocy do domu, w jednym kawałku. Ze strachu zaczęły trząść jej się ręce, oraz sama szczęka, co utrudniało jej znacząco mówienie.
- To cześć Sophie! Do zobaczenia jutro!- pomachał jej Billie i odszedł w kierunku swojego przystanka po lewej stronie ulicy.
- Cze… cze… cześć! – odezwała się z trudem. I co teraz? Billie również odszedł. Do rodziców nie zadzwoni bo ją zabiją, że budzi całą ich trójkę. Och… sama wizja wystarczająco ją przerażała. Nie ma wyjścia. Musi wrócić sama.
Ruszyła powoli na prawą stronę ulicy, kiedy poczuła na swoim ramieniu czyjąś rękę.
-Aaaa!- krzyknęła a jej serce zaczęło tłuc się po całej piersi. Odwróciła się do właściciela ciepłej dłoni i poczuła ulgę. – Boże Billie, nie strasz mnie tak!
- Heh, sorki – bąknął – czemu nie powiedziałaś że boisz się sama wracać do domu?
- A kto powiedział że się boję? – zdziwiła się. ‘
- Za długo cię znam, by tego nie wiedzieć Sophiulku – zaśmiał się
- A ty Billigardzie, nie wymądrzaj się- również się zaśmiała.
Billiegard i Sophiulek, były ich ‘drugimi’ imionami, których używali nieustannie by się trochę podrażnić. Wiedzieli o nich tylko oni, co dawało możliwość ‘’broni ostatecznej’’, której mogli użyć w momencie skrajnych przypadków w zależności od sytuacji, która by wymagała przywrócenia do porządku danej osoby,  poprzez ich zdrobnienia czy też zgrubienia. Billie i Sophie, mieli pełno takich swoich dziwactw.
- O której masz autobus?
- Za trzy minuty. I nie stój tu ze mną, bo jak  pojedziesz tym samym autobusem co ja, będziesz  miał dalej do domu.
- To nic. Nie śpieszy mi. – wzruszył ramionami
- Rodzice nic ci nie powiedzą?
- Nie ma ich. Wyjechali gdzieś do mojego kuzynostwa, na dwa dni.
- A, czyli zgaduję że nie wiedzieli o imprezie?
- Nie i raczej nie będą – uśmiechnął się zadowolony - A ty? Powiesz im?
- Tak raczej tak. Nie potrafiłabym im czegoś nie powiedzieć.
- To z whisky też?
Sophie zadrżała na samo wspomnienie.
- Z tym się zastanowię, ale pewnie prędzej czy później i tak to wyjdzie na wierzch, więc wolę mieć to już za sobą.
- Całkiem rozsądnie.
- Nom, całkiem całkiem.
Odczekali chwile, kiedy pod przystanek podjechał autobus. Sophie czuła się o wiele pewnie, mają przy sobie drugą osobę. Jej ręce nie drżały już tak mocno jak dziesięć minut temu, i mogła spokojnie rozmawiać, bez żadnych niekontrolowanych drgawek. Nigdy nie myślała że będzie cieszyć się z tak błahych rzeczy.
Po piętnastu minutach byli na miejscu. Wysiedli razem z autobusu i przystanęli na chwilę.
- No, to dzięki za opiekę – zaśmiała się Sophie – i to drugi raz – dodała.
- Nie ma sprawy to nic takiego.
- E tam. – spojrzała na komórkę. Dwa nieodebrane połączenia od mamy. To nie wróżyło zbyt dobrze -  To ja już będę lecieć. Dzięki jeszcze raz! – pomachała do niego i odeszła w kierunku swojej bramy
- No spoko, mówiłem już że nie masz za co dziękować – krzyknął za jej plecami – Dobranoc Sophiulku!
- Dobranoc Billiegardzie!

poniedziałek, 28 października 2013

''Coś większego'' - Roz. 9



Rozdział 9 – ‘’Kyle w roli psychologa’’

‘’To nie jest ani trochę możliwe! To się nie wydarzyło!’’ – wmawiała sobie Ann, siedząc  na łóżku w jakimś pokoju, nad wyraz zwyczajnym swoją drogą. Możliwe że był to pokój gościnny.
‘’Czemu Kyle zaprosił do kina akurat ją? I niby po co? Przecież on nawet jej nie lubi. Ma dziewczyn na pęczki, a on wziął taką szarą myszkę, zupełnie nie wartą zainteresowania. Jego logika jest godna pożałowania, naprawdę. Co za debil’’
Ann, po mimo tego, że miała takie a nie inne myśli, w głębi serca, podejrzewała że prawda jest zupełnie inna, ale była zwyczajnie zbyt tchórzliwa by to przyznać przed samą sobą. Jej logika również była godna pożałowania, naprawdę.

Podczas gdy, siedziała tak i użalała się nad jej ‘’strasznym’’ losem, usłyszała skrzypienie otwierających się drzwi. Szybko wyciągnęła iPhona i udała że z kimś rozmawia. Nie chciała by ktoś podejrzewał ją o jakąś depresje, którą samotnie przeżywałaby w małym, zwyczajnym gościnnym pokoiku.
W drzwiach stanął Kyle.
- Ach, to tylko ty – westchnęła Ann
- Co robisz w moim pokoju? – zapytał zdezorientowany
- To twój pokój? Myślałam że to pokój dla gości. – nagle zapomniała o złości, którą do niego żywiła, ale w porę się opamiętała  i przybrała groźny a zarazem obojętny wyraz twarzy.
- Dzięki – powiedział zgorzkniale i usiadł przy małym skromnym biurku – czy jego wystrój jest aż tak przeciętny?
- Jeżeli mam być szczera, spodziewałam się po tobie czegoś lepszego – powiedziała sceptycznie
- Pamiętaj że to tylko maski – pokiwał jej palcem przed nosem, jakby pouczał małe dziecko – no jak tam? Nudzisz się?
- Słucham? Chcesz mnie zdenerwować? Pięć minut temu byłeś w kinie z Marry! – Miała tego nie mówić… Ann za późno ugryzła się w język. Z zakłopotania odwróciła wzrok i wpatrzyła się w niebieską lampę koło łóżka.
- Haha – roześmiał się Kyle – czyli jednak? Haha
- Co ‘’jednak’’? Nie rozumiem o co ci chodzi idioto. – prychnęła zła
- To może w takim razie powiedz mi po co przyszłaś za nami do kina? – Ann milczała – o, czyżby to było za ciężkie pytanie?
- Nie, po prostu nie mam obowiązku ci się ze wszystkiego tłumaczyć. Chciałam to przyszłam. – odparła, starając się opanowywać wypływające na twarz rumieńce
- Przyznaj że jesteś po prostu o mnie zazdrosna, kochanie – zamruczał Kyle
- Co!? Co!? Co!? – krzyczała Ann, patrząc na niego niczym na debila
- A nie? – zapytał spokojnie, wstając i podchodząc w jej kierunku
- Nie! – Ann również wstała.
Teraz stali naprzeciwko siebie i patrzyli sobie prosto w oczy, oceniając kto z nich kłamie.
- Nie oszukuj się Annie. Marry była tylko narzędziem – dziewczyna spojrzała na niego zszokowana – nie patrz tak na mnie, to boli – zachichotał – zabrałem ją do kina, by zobaczyć, czy twoja zazdrość da o sobie znać i będzie ci kazała przyjść prosto za nami. I jak widać mój plan się powiódł, czyż nie?
Ann, nie wierzyła w to co słyszy. O tym, że Kyle, był chamem, wiedziała od dawna, ale o tym, że umie tak beztrosko wykorzystywać ludzi, już nie. Natomiast drugą szokującą rzeczą, było to że ON ją sprawdzał!
- Niewiarygodne jaki z ciebie idiota. – rzuciła i wyszła wściekła z pokoju.
- Annie!- zawołał za nią – Czas dorosnąć wiesz?  Haha!
Tego było już za wiele. Kyle przegiął. Zeszła schodami w dół, i ruszyła w kierunku drzwi. Nie miała ochoty ani chęci zostawać, tu ani minuty dłużej. Tutaj. W siedlisku diabła.  
Na dworze było przyjemnie. Nie za zimno, nie za ciepło. Idealnie. Po mimo tego że był wrzesień, to wiał letni, lekki wiaterek, który owiewał skołatane myśli Ann. Nie była już tak bardzo zła, jak dziesięć minut temu, w domu Kyla, ale dalej czuła złość że… no właśnie, dlaczego ona w ogóle czuła złość? Kyle nie zrobił jej nic w sumie takiego złego. Jedyną osobą, której wyrządził krzywdę była Marry, bo w sumie została wykorzystana, ale Ann, nie było jej żal. Nie obchodziły ją problemy klasowych smutasów.
On jej tylko uświadomił coś, co Ann bała się przyznać już dawno. To że jest zazdrosna, było strzałem w dziesiątkę. Ale bądź co bądź nie mogła przyznać się przed Kylem, że miał rację! Jak to by wyglądało? Kiedy powiedziałaby, że owszem, jest zazdrosna, zaraz ciągnął by ją za język. A na końcu, pewnie by wyszło że Annie, czuje do niego coś więcej niż, tylko kumpelską przyjaźń. Ale.. Ale to by była właściwie prawda. Ann przystanęła dwa metry od furtki swojego domu. 
‘’Cholera. To jest prawda. Boże… W co ja się wpakowałam?’’

piątek, 25 października 2013

'' Coś większego'' - Roz. 8


Rozdział 8 – ‘’ Ciche wejście smoka ‘’

Droga do podziemnego kina Kyle nie należała do szczególnie bezpiecznych lub komfortowych. I w głównej mierze właśnie przez to Marry traciła pewność czy idą na pewno w dobrym kierunku. Wychodząc  z salonu, musieli przejść do spiżarni, gdzie znajdowały się drzwi prowadzące schodami w dół. Trzeba też dodać że same schody były nie dość że pokręcone to jeszcze betonowe, co według Marry nie szło zupełnie w parze. Kiedy nareszcie z nich zeszli, udali się ciemnym korytarzem, który nie był ani trochę oświetlony, przez co dziewczyna musiała praktycznie cały czas  obmacywać Kyle, wyczuwając czy jest przed nią i czy się  aby nie zgubiła. Miała pomału serdecznie dość tego miejsca, głównie przez to że musiała robić z siebie idiotkę.  Na końcu, znajdowały się ciężkie metalowe drzwi, z deską rozdzielczą obok, która jak się potem okazało była klawiaturą do wystukania kodu, otwierającego drzwi. Kyle podszedł do nich, i wpisał czterocyfrowy kod, po czym wszedł pewnie do pomieszczenia za nimi. Marry zatrzymała się i wolała poczekać aż Kyle zapali światło, oczywiście jeżeli jakieś było. Na szczęście, po jakiś dwóch sekundach całe pomieszczenie wypełniło ciepłe światło, ukazując jego zawartość.
Trzy rzędy miękkich, czerwonych, pluszowych foteli. Duży kinowy ekran, mniej więcej na całą ścianę oraz biblioteczka z filmami zajmująca połowę ściany po ich lewej. Do tego, gustowne lampy, oraz dywany pasujące pod fotele oraz drewniane półki na DVD. Cudo.
- Nie mogę uwierzyć że to wszystko jest pod twoim domem – wydusiła z siebie Marry – i tak w ogóle, dlaczego w takim miejscu? Nie można było umieścić tego gdzieś wyżej?
- Mój ojciec ma świra na punkcie swojej kolekcji filmów i jak już pewnie zauważyłaś, chce je chronić bardziej od własnej rodziny – prychnął i podszedł do wysokiego regału – co wybierasz? – wskazał na płyty
- Hmmm… Nie znam się na filmach, może sam coś wybierz.
- To ty jesteś tutaj moim gościem, więc to ty masz ten przywilej. – uśmiechnął się szarmancko i opadł na jeden z foteli przypatrując jej się z uwagą. Marry znacząco się zarumieniła.
- Em… - wyjąkała- To… może to? – zapytała wyciągając pierwszą lepszą płytę z brzegu, zdając się na łut szczęścia
- ‘’Jestem legendą’’? No, no. Całkiem niezły wybór. Daj – wyciągnął rękę po płytkę – i wybierz dla nas jakieś dwa miejsca. Ja w tym czasie włączę film, i zaraz do ciebie dołączę. Ok.? – Marry pokiwała w pośpiechu głową i odprowadziła go wzrokiem, póki nie wyszedł z Sali.
‘’Co ja robię? Boże… Dlaczego ja się w ogóle na to zgodziłam? Może powinnam wyjść jak teraz go nie ma? Nie, nie, nie. Mam okazje by pokazać Ann, że ja też mogę być taka jak ona, więc to wykorzystam. Koniec kropka. ‘’
Marry panikowała. Zawsze panikowała w takich sytuacjach, więc to była dla niej norma. Na szczęście w porę się opamiętała, i zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu odpowiednich miejsc dla nich dwojga. Wybrała środkowe, w środkowym rzędzie, tak by doskonale widzieć cały ekran. Podeszła do nich, i zajęła jedno. Zaraz potem do Sali wszedł  Kyle, a całe pomieszczenie zaczęło przypominać najprawdziwszą w świecie salę kinową.

Pierwsze dwadzieścia minut filmu, przypominały istne siedzenie na szpilkach - oczywiście dla Marry. Stresowała się to mało powiedziane. I po mimo tego, że wiedziała dlaczego to robi, to i tak nie wiedziała jak ma się zachować, i w ogóle jak ma na to wszystko patrzeć. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Kyle, nie zaprosił jej bo ją niewyobrażalnie kocha, ale dlatego że miał jakiś cel. Ale czym był ten cel, to już nawet ona sama nie wiedziała ( dlatego większość filmu spędzała na rozgryzaniu tego, co powodowało tak zwane siedzenie na szpilkach ).
Natomiast Kyle, w porównaniu do Marry czuł się tak swobodnie, że niemal nie odczuwał jej obecności. W pamięci miał swój plan, i trzymał się go jak tonący brzytwy. Nie wykonywał żadnych zbędnych ruchów, by dziewczyna nie pomyślała sobie przypadkiem zbyt wiele, i ograniczał się
Przypuszczał…
tylko do minimum. Wyniki swoich działań,  miały pokazać się bardzo szybko. Nawet szybciej niż
Emocje Marry już nieco opadły, i była już w stanie normalnie oddychać, natomiast  dla odmiany,  od dziesięciu minut nie mogła pozbyć się wrażenia, że ktoś ich obserwuje. Może to było i dziwne, bo w Sali byli tylko i wyłącznie oni, ale i tak czuła wyraźnie na sobie czyjś wzrok. W końcu nie wytrzymała i obróciła się  gwałtownie w lewo. ‘’Nic. Nikogo nie ma. To tylko moja wyobraźnia. To przez ten film… już mi pomału odbija’’. Uspokojenie się w ten sposób nic nie pomogło. Po zaledwie dwóch minutach znów poczuła to znajome nieprzyjemne uczucie.  Po jej dwóch stronach nikogo nie było, więc pozostawało… Za nią! Na pewno tam! Skierowała tam swój wzrok i…
- Aaa! – krzyknęła tak przeraźliwe, że Kyle aż się wzdrygnął. Obrócił głowę w tym samym kierunku co ona i uśmiechnął się tajemniczo. – Ann! Co ty tu robisz?!
- Cii!- uciszyła ją przykładając palec do ust – teraz będzie najlepsze! – powiedziała i wpatrzyła się w ekran
- Co?! Lepiej powiedz czemu nie jesteś na górze, tylko nas szpiegujesz?!
- Ja? Ja tylko przyszłam zobaczyć jak się sprawy mają – powiedziała z uśmiechem, mówiącym ‘’ jeżeli wiesz co mam na myśli ‘’ i skupiła się na chłopaku – no, nie wiedziałam Kyle, że gustujesz w tych cichszych duszyczkach.
- No to od dzisiaj wiesz – powiedział zuchwale- po za tym Marry i ja świetnie się dogadujemy prawda? – zapytał kładąc rękę na jej ramieniu na co i Ann i Marry zareagowały jak rażone prądem.
- Ta… Tak. – wyjąkała speszona
- Ach… Skoro tak to może nie będę wam przeszkadzać – powiedziała w miarę opanowanym tonem Ann, i powoli zaczęła wstawać ze swojego miejsca
- Nie! – wyrwało się Marry a pozostała dwójka spojrzała na nią dziwnie. Nagle zechciała nie zostawać z nim sam na sam, i żeby w tej chwili był obok niej obojętne kto. Nawet taka Ann – To znaczy.. Możesz zostać jeżeli chcesz.
- Oj nie bądź taka skromna Marry. Wiem że chcesz mieć trochę Kyle dla siebie – powiedziała puszczając do niej porozumiewawczo oko i wyszła.
‘’ Co za sucz..’’ – pomyślała i nagle zapragnęła wyjść zaraz za nią, i nie pozostawić na niej suchej nitki, mówiąc jej wszystko co o niej myśli.  Lecz z boku ciągle siedział Kyle… Już miała coś powiedzieć, by załagodzić to co powiedziała ta krowa, lecz on ją uprzedził.
- Ok. Jeżeli chcesz możemy już kończyć.
- Co? Już?- zdziwiła sie
- Rozumiem że chcesz spędzić w moim towarzystwie trochę więcej czasu – uśmiechnął się zadziornie
Marry w tym momencie puściły nerwy. Nie wiedziała że to możliwe, w takiej chwili, a jednak nie wytrzymała. Ann, potem ta ręka Kyle, i jeszcze tekst tej idiotki i jego. Tylko trzy rzeczy a sprawiły że miała ochotę powiedzieć to co myśli i po prostu wyjść. I tak właśnie postanowiła zrobić.
- Żebyś się czasami nie przeliczył z tą twoją pewnością siebie – rzuciła i ruszyła w kierunku wyjścia. W ostatniej chwili, kiedy miała już naciskać klamkę, usłyszała głos Kyle. Nawet się nie obróciła.
- Przepraszam, że musiałaś brać w tym udział.
‘’Niby w czym do cholery?’’.
Było za późno na cokolwiek. Marry wyszła, Kyle zrobił to co chciał a Ann szlak trafił.