czwartek, 31 października 2013

''Coś większego'' - Roz.11


Rozdział 11 – ‘’ Czas zwierzeń i decyzji ‘’

Ann czuła się po dzisiejszej nocy, jakby miała niewyobrażalnie wielkiego kaca. Bolała ją głowa i żołądek, a do tego nie mogła spojrzeć w lustro. Włosy, które przypominały istne siano. Spuchnięta buzia, łącznie nawet z ustami. Podkrążone oczy, po nieprzespanych czterech godzinach, które spędziła na dręczeniu się różnymi rodzajami gdybań. Jednym słowem, te gdybania dotyczyły skromnej osoby Kyle. Brzydziła się sobą i nie potrafiła normalnie funkcjonować z myślą, że coś do niego czuje. Było to dla niej coś w rodzaju zarazy, na którą była odporna przez bardzo długi czas, a teraz kiedy wszyscy się z niej wyleczyli,  ona na końcu została zarażona. Coś okropnego.
- Japierdziele…- mruknęła pod nosem Annie, wstając powoli z łóżka – nie powinnam iść dziś w ogóle do szkoły – założyła puchowe różowe kapcie, i poczłapała do jej prywatnej łazienki.
Weszła do kabiny prysznicowej, i wypuściła gorące smugi wody. Pozwoliła by ciekły po niej, i spływały w bardzo wolnym tempie. Nigdzie się na razie nie spieszyła.
‘’Jak wytłumaczyć to że jestem zazdrosna? To że przyjaźnię się z nim, niczego nie tłumaczy, bo kiedy by się z kimś nie umawiał, po prostu to zlewałam. A teraz co? Jestem idiotką. Co ja sobie myślałam? Że jak pójdę za nimi do tego cholernego kina, to nikt się nie skapnie o co mi chodzi? Tylko debil by się nie domyślił. Gdybym mogła cofnąć czas, nigdy nie zaczęłabym z nim rozmawiać. Moja znajomość z nim, komplikuje mi życie do rozmiarów, których nawet ja nie mogę ogarnąć… Na samo wspomnienie dzisiejszego dnia robi mi się niedobrze. Ale będzie Kyle. Będę mogła się z nim poprzekomarzać, i… Boże, nie! Nie chce o nim myśleć w ten sposób! Muszę zacząć coś robić, by nie dopuścić takich myśli. Dzisiaj nie dam po sobie nic poznać. Może w ten sposób pomału z tego wyjdę. ‘’
Ann, wyłączyła wodę i owinęła się szczelnie w miękki ręcznik. Doprowadziła swoje gęste brązowe włosy do względnego wyglądu i wciągnęła na siebie miętową przewiewną bluzkę na ramiączkach, dopasowując ją do czarnych rurek. Przejechała pudrem po swej zmęczonej twarzy i zbiegła do kuchni. W lodówce nie znalazła nic ciekawego. Może by zjadła naleśniki?
‘’Tak jak w tedy z Kylem…’’ – Ann rozmarzyła się na chwilę, ale zaraz spoważniała ‘’właśnie takiego zachowania miałam się wystrzegać’’
Ostatecznie chwyciła jedno z jabłek, leżących w szklanej misce, i wgryzła się w nie. I tak była na diecie, więc nie mogła pozwolić sobie na coś bardziej kalorycznego.
Ubrała swoje Vansy i wzięła plecak zarzucając na siebie dżinsową kurtkę. Wychodząc zatrzasnęła drzwi, i zaczęła grzebać w plecaku, szukając iPoda oraz słuchawek. Chwilę potem miała już go w ręce i szukała swojego ulubionego kawałku, przy którym odpływała. Kiedy miała już go wybrać, jej  telefon zawibrował, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Kyle.
‘’ Odrzucić czy odebrać?’’ – popatrzyła jeszcze raz na jego zdjęcie, które ona sama mu robiła, jeszcze przed tym wszystkim… uśmiechał się szeroko, w tym swoim niebieskim fullcapie. Sama go z nim wybierała. W tedy było inaczej. Było lepiej – ‘’czego on może chcieć o tej godzinie?’’
W końcu postanowiła odebrać. Nacisnęła zieloną słuchawkę:
- Tak, słucham?
- Co tak oficjalnie? – Ann nie wiedziała co odpowiedzieć, więc milczała – gdzie jesteś? Idziemy razem do szkoły?
- Ja jadę autobusem – powiedziała chłodno i zaczęła toczyć wewnętrzną bitwę z samą sobą
- To nic, mogę jechać z tobą. Mam Urbana na wszystkie linie – ‘’szlak’’ pomyślała – to jak?
- Mam za minutę autobus, wątpię żebyś zdążył.
- To wsiądę na następnym przystanku, tylko powiedz mi kiedy jest następny i gdzie.
‘’Cholera… on się nie odczepi’’
- Eee.. nie znam się na przystankach. – powiedziała z nadzieją, że to odwiedzie go od pomysłu wspólnej jazdy
- To też nie problem. Po prostu powiedz gdzie wsiadasz i o której masz ten autobus, to znajdę go w komórce – Ann czuła że gra jej na nerwach i robi to wszystko ewidentnie z premedytacją
- Przepraszam, ale właśnie do niego wchodzę – dziewczyna zaczęła szurać papierkiem od cukierka przy słuchawce telefonu, z nadzieją, że ten stary filmowy trik zadziała – oj, coś strasznie szumi. Wybacz muszę kończyć! – rozłączyła się i schowała z hukiem komórkę na dno plecaka.
‘’Uff… Było blisko’’

Weszła do szkoły, jak zwykle piętnaście minut przed lekcją. Na spokojnie wkroczyła do szatni i podeszła do swojej szafki, którą dzieliła z Sophie. Jak zwykle, była pierwsza. Ann podziwiała ją, jak może codziennie wstawać o 6:00 i być w szkole już przed siódmą. Zdjęła płaszcz,  i z trudem upchnęła go w za małym metalowym pudełku, zwanym szafką. Zamknęła ją i miała się już obrócić kiedy usłyszała tuż koło swojego ucha JEGO głos:
- Jeżeli nie chciałaś ze mną jechać trzeba było powiedzieć. – zamruczał
Ann, odwróciła się zamaszyszcie i stanęła z nim twarzą w twarz.
- A kto powiedział że nie chciałam?
- A chciałaś? – zdziwił się. ‘’Szlak, zapędziłam się tylko w ślepą uliczkę…’’- myślałem że będziesz teraz unikać mojej obecności, z resztą sami wiemy dlaczego – uśmiechnął się znacząco
- Nie wiem o co ci chodzi – rzuciła, z nadzieją że odwiedzie go od tego tematu i zaczęła przeciskać się w głąb korytarza, na górne piętro. Po raz pierwszy chciała znaleźć się na lekcji, tak szybko jak było to możliwe.
- Znów się okłamujesz! – krzyknął za jej plecami, a Ann przeleciał zimny pot, w obawie że on już wie…
Omijając ludzi z różnych klas, przez przypadek wpadła na Pause i Rose, które widziały całe zajście. Ich stosunek, do znajomości tej dwójki, był jak zwykle przesądzony. Dla nich, zawsze jedna ze stron kogoś kochała. I tak było i tym razem, tyle że Ann nie wiedziała że przyzna im kiedykolwiek rację. Z resztą nie tylko im…
- Siemka! – przytuliła obie, i z wymuszonym uśmiechem starała się prowadzić normalnie rozmowę – iść z wami do szatni?
- Nie trzeba – odparła lodowato Pause – widać że masz inne zajęcie.
- Niby jakie?
- Jego – Rose wskazała ruchem głowy na Kyle
- Pogrzało was? Tego debila, spotkałam tylko w szatni, i pytał się o zadanie domowe – skłamała Ann
- Yhm..- powiedziały równocześnie, dając jej do zrozumienia że nie wierzą jej ani trochę
- Serio!
- Ann, jak już będziesz nam gotowa powiedzieć to co masz do powiedzenia, to po prostu przyjdź – odparła tak samo lodowatym tonem Pause, chwyciła Rose za rękę i odeszły
‘’Cholera… ten dzień nie zapowiada się zbyt dobrze’’

- So… chyba stało się to co podejrzewałaś
Ann siedziała cała w nerwach, od godziny 7:30, kiedy zaczęła się Chemia. W ogóle się nie mogła skupić, i w sumie nawet jej nie zależało na tym by było inaczej. Węglowodory, chlorowodory i cała reszta chemicznych nazw, mogła się teraz wypchać. Teraz liczyło się co zrobi, żeby jej zdrowie psychiczne nie rozpadło się na małe kawałeczki, kiedy następnym razem spotka Kyle.
W końcu jednak, stwierdziła że komuś o tym powie i nie będzie się naprawdę liczyć czy ten ktoś to zaakceptuje czy nie. Czy zacznie plotkować czy nie. Jedyną neutralną osobą, która traktowała wszystkie sprawy na logikę i brała jako tako na zdrowy rozsądek była właśnie Sophie.
Annie, nie zwierzała jej się pierwszy raz. Można by nawet powiedzieć, że mówiła jej czasem rzeczy o których nie miały pojęcia nawet Pause czy Rose.
- To znaczy?- zapytała nie odrywając wzroku od zeszytu ćwiczeń. I to właśnie chodziło Ann! Bezwzględną obojętność!
- To znaczy że ja… no cóż… zaczęłam chyba coś czuć do… K… Kyle – ech, Ann, ledwo to wykrztusiła.
Długopis So, nagle się zatrzymał, i wszystko inne stanęło w miejscu. Dziewczyna zamarła i z trudem odwróciła głowę w jej kierunku. Patrzyła się na nią przez dłuższą chwilę, jakby oceniała czy sobie z niej żartuje czy… o zgrozo… mówi poważnie.
- Mówisz to całkowicie naturalnie i nie jesteś pod wpływem żadnych środków odurzających? – upewniła się
- Żałuję ale nie.- Ann poczuła się dokładnie tak samo jak, miesiąc temu, kiedy Sophie sama poruszyła ten temat:
- Hej Ann. Czy ty czasem czegoś nie czujesz do tego dupka Kyle? – zapytała w tedy tak poważnie, że Annie, zaczęła się zastanawiać czy jej początkowe twierdzenie, że ‘’nie, nie czuje’’, jest prawdziwe. Obrzuciła ją tylko współczującym spojrzeniem i uznała to jako żart. Bo w tedy faktycznie było inaczej.
Lecz wracając do rzeczywistości…
- Ann, czy ty to dobrze przemyślałaś i jesteś pewna że to nie jest nic przelotnego, co zaraz się urwie?
- Tak, jestem pewna. Wiem, że to nieodpowiedni facet, o ile można go tak w ogóle nazwać, ale spędziła z nim tak dużo czasu, że… ach sama nie wiem. To wszystko bezsensu.
- Nom, żebyś wiedziała. To bezsensu – potwierdziła Sophie- a mówiłaś mu?
- Nie i raczej nie zamierzam. Ale wiesz co jest najgorsze?- zapytała Ann – to że na każdym kroku sprawdza to czy czegoś do niego nie czuje. Na przykład, wczoraj na tej imprezie. Pamiętasz jak zaprosił w tedy do kina Marry? – Sophie potwierdziła – to było tylko po to by sprawdzić, czy nie pójdę aby za nimi. Bo jeżeli bym poszła znaczyłoby, to że jestem zazdrosna, a jak zazdrosna to już sama wiesz…
- Tak wiem...- mruknęła So – to co zamierzasz na razie zrobić?
- Nie wiem. Póki co chce to ukrywać, aż będę sama gotowa i pewna mu to powiedzieć.
- I słusznie. Nie mów tego nikomu, bo zaraz rozgadają, a wystarczy że i tak chodzą o was plotki.
- Wiem, wiem. Pause i Rose, chyba zaczynają coś wyczuwać.
- Uważaj Ann.- szepnęła Sophie i z powrotem zanurzyła się w ćwiczeniach,.

Po mimo ukrywanego spokoju Sophie, w środku aż ja rozsadzało. Starała się ukrywać do końca lekcji, jej nerwowe drżenie rąk i trzęsący się głos, ale nie mogła. Ciągle zadawała sobie pytanie, jak ktoś taki jak Kyle, mógł ją doprowadzić do takich nerwów. Nawet nie pamiętała kiedy ostatnio była w takim stanie.
 Zaraz po dzwonku, wybiegła z klasy, chwytając po drodze Marry. Dziewczyna nie zadawała pytań, bo odruchy So, takie jak te, mogły znaczyć tylko jedną. PLOTY OD ANN.  Zeszły do szatni, gdzie mogły spokojnie porozmawiać, i usiadły w jednym z boksów.
- Mam nowe newsy – oświadczyła So
- Łohoh! Mów od razu!
- Nie ekscytuj się tak, bo to nic miłego. Gadałam z Ann i nie uwierzysz co mi powiedziała – Sophie zaśmiała się lekko na samo wspomnienie- ona kocha Kyle – prychnęła
- Co?!
- No właśnie. Z resztą spodziewałyśmy się  tego, nie powinno nas to dziwić. - Sophie już ze stoickim spokojem opowiedziała Marry całą resztę rzeczy, których dowiedziała się od Ann na lekcji chemii ( po mimo tego, że sama mówiła ‘’Nie mów tego nikomu’’) Takie przekazywanie ‘’informacji’’ było im znane od początków gimnazjum. Oczywiście Ann nigdy się nie domyśliła że jej sekreciki mogły dostać się w nie powołane ręce. Na przykład w takie ręce jak So.
- Nie mogę… Idiotka. Jestem idiotką – powiedziała zrezygnowanie Marry
- Z grzeczności nie zaprzeczę.
- Dzięki. – prychnęła odwracając się do niej plecami
- Nie fochaj się. Ważne że już wiadomo jak trzeba się nastawić do życia w tej przeklętej klasie.


1 komentarz: