sobota, 19 października 2013

Roz. 2 ''Coś większego''


Rozdział 2 – ‘’ Jak przedmiot ‘’

- Jak wiecie, w styczniu jest bal gimnazjalny i w związku z tym doskonale wiecie też, że będziecie musieli zatańczyć Poloneza. – po Sali numer 33 rozniósł się pomruk niezadowolenia – No już, spokój. To tradycja, którą praktykuje każda szanująca się szkoła, więc my też. Pewnie domyślacie się do czego dążę – dodała z tajemniczym uśmieszkiem – Każdy z was będzie musiał dobrać się w pary, i czas wam daje dokładnie do piątku. Na Matematyce, kiedy będę miała z wami lekcje, wszystko zapisze i jeszcze raz wszystko wyjaśnię.
Tym sformułowaniem Mr.Mordor – wychowawczyni klasy 3a – zakończyła godzinę wychowawczą i wypuściła dziki tłum na przerwę. Na końcu tego dzikiego tłumu szła Anna wraz z jej klasową paczką. Gwen, Sophie oraz Marry. Każda z nich wręcz promieniowała pesymizmem na myśl że mają tańczyć z kimkolwiek z ich klasy. Dla wytłumaczenia tego bólu, muszę wtrącić iż, ta klasa nie była normalna. Była przepełniona debilami pozbawionymi mózgu, którzy myślą tylko o dupie i cyckach. Te dwie rzeczy były ich życiowymi celami, dla których powstrzymywali się od narąbania się wódką do umarłego. Przynajmniej tak przedstawiali się oni w wyobrażaniu koleżanek Ann. Ona jedyna myślała że są ‘spoko’. A ‘spoko’  w ustach tej dziewczyny znaczyło że byli naprawdę ekstra kolegami! A w rzeczywistości nie byli…
- Gwen, jak myślisz kto z nami będzie?! – krzyknęła entuzjastycznie Ann
- Nie wiem, co mnie to obchodzi – mruknęła. Gwen była znana przede wszystkim z tak zwanego czarnego humoru, za który, wszyscy nie wiedzieć czemu ją uwielbiali. – za pewne będę na końcu i wyląduje z jakimś idiotom, który nie będzie potrafił tańczyć. Ale co tam!- uśmiechnęła się sztucznie
Marry i Sophie wymieniły ich spojrzenia mówiące ‘’ rzygam już tym wesolutkim zachowaniem Annie’’ i wyprzedziły ich o parę dobrych metrów tak aby ich nie słyszały.
- No i jak tam? Już lepiej? – zagadnęła Marry- dobra uczennica i równocześnie najlepsza przyjaciółka Sophie.
- Nie – mruknęła – nic nie ma sensu. Nic.  – wgryzła się w kanapkę
- Nie mów tak! Zaraz polonez! Przecież jest Billie prawda? Umówiliście się już?
- Tak, ale co z tego jak nic mnie już tu nie trzyma. Nie potrafię sama sobie stawić czoła.
- Chyba nie mówisz o…? – w gardle koleżanki pojawiła się wielka gula. Miała nadzieje że So nie mówi poważnie.
- Tak, właśnie mówię. Myślę o tym od dłuższego czasu.
- A co z nami?!
- A co ma być? Dalej będziecie żyć swoim życiem. I tak mnie nie potrzebujecie. Szczególnie w tym stanie.
- Nie mów tak! – rozkazała zezłoszczona – zamieniasz się we mnie! Czy mam ci zacząć gadać jak ty mi, dobry miesiąc temu?
- Marry, mi naprawdę wszystko obojętne. Jedyna osoba która mnie kochała, powiedziała mi coś takiego. Jak ty byś się po tym czuła?
- Pewnie nie byłoby lepiej, ale pomogłabyś mi prawda? Teraz ja pomagam tobie. Musisz się wziąć w garść i dobrze o tym wiesz.
- Nie, nic już nie wiem.
- Hej, So masz może ćwiczenia z geografii?- rzucił Gabe
- Tak, jasne już daje! – zawołała z uśmiechem. Udawała.
Zadzwonił dzwonek. Niesmak i poczucie smutku po rozmowie z przyjaciółką, pozostawiły głęboki ślad w sercu Marry. Doskonale wiedziała że Sophie ma problem, ale nie wiedziała że posunie się do takiego rozwiązania. Bolało ją to że nie zważa zupełnie na nich. Tak jakby nie istnieli.

- Hej, Hills! Znalazłaś już może kogoś na bal?- zawołał Kyle podchodząc spod szkolnych szafek, do Annie
- Po nazwisku to po pysku, idioto! I nie, nie znalazłam – wydęła oburzona wargi
- No to dobrze.
- Bo co?
- Bo cię zaklepuje. – odparł jakby zamawiał B-smart’a w KFC – nie chce wylądować z taką  Brettą lub Weronicą.
- Aha, spoko. – odparła jakby przyjęła zamówienie.
Ann, nie przypuszczała że to będzie takie proste. W głębi duszy wiedziała że to właśnie z nim wyląduje na polonezie, ale nie myślała że to faktycznie wypali. Trochę się ucieszyła. Może nawet więcej niż trochę? Nie, nie. Przecież to tylko kumpel. Nawet mniej niż kumpel. Z którym spędza bez przerwy czas…
- Sophie! Nie zgadniesz co się stało!
- Hmmm, czyżby Kyle spytał się czy będziesz z nim tańczyć? – Sophie ironicznie spojrzała na Ann, i pomyślała że większej idiotki chyba nie znała.
- Skąd wiesz?!
Tak… nie znała…
- Bo może stałam obok was?!
- O serio?! Nawet cię nie zauważyłam – zachichotała i usiadła na swoim miejscu w ławce.
‘’Niech ten dzień się już skończy. Głupota tych  ludzi razi już na kilometr’’ – pomyślała ponuro So.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz