niedziela, 20 października 2013

Roz. 3 - ''Coś większego''


Rozdział 3 – ‘’ Sama ‘’

Annie wysiadła z autobusy i powłóczyła zmęczona nogami do domu. Ten budynek nie powinien być nazywany domem. Nie czuła tej domowej atmosfer, kiedy przekraczała próg. Co z tego że był duży, schludny i piękny, jak był pusty? O godzinie piętnastej w jej domu była tylko ona. Brat, wracał często po ciszy nocnej, a rodzice o godzinie wcześniej od niego. Więc, dzień w dzień mogła pozwalać sobie na koleżanki do późna, ale tego nie robiła. Wolała być sama, nie udając już niczego.
Przekręciła klucz w zamku i weszła do chłodnego przedpokoju. Szybko zrzuciła trampki i ze szklanką soku, pobiegła na ostatnie piętro gdzie był jej pokój. Otworzyła białe drzwi i padła na łóżko.
- Ech, czemu wszystko musi być takie skomplikowane? – powiedziała do siebie.
Leżała chwile myśląc o ostatnich paru dniach. Początek roku nie różnił się niczym od tylu lat. Kyle zawsze jej dokuczał, Sophie zawsze narzekała, Mr. Mordor była wiecznie naiwna, a klasa wiecznie zdrowo porypana. Nie zmieniło się nic. Nawet jej zachowanie.
‘’Wszyscy myślą że jestem taka idealna. A nie jestem. Pod tą wesolutką osłoną, tak naprawdę jestem zwyczajna i przeciętna. Gdyby zobaczyli jak wyglądam naprawdę wszyscy by się ode mnie odwrócili… Chociaż… Chociaż Marry i So, nigdy nie udają. Zawsze mówią to co myślą, może czasami grają ale na dłuższą metę im to nie wychodzi. Wszyscy i tak je względnie lubią. Nie muszą codziennie zakładać maski popularności którą ja wkładam aż za często. Tak często, że czuje jak się we mnie wrasta. Nie czuje kim już jestem.’’
Upiła łyk soku i poczuła się senna. Może sen, to było teraz najlepsze wyjście z tej sytuacji? Nie będzie się martwiła czymś czego na razie nie widać.

Obudził ją ryk jej telefonu. A dokładnie mówiąc jej dzwonka. Spojrzała nieprzytomnie na wyświetlacz i zobaczyła niewyraźne rysy Rose – jej przyjaciółki. ‘’Nie, nie teraz…’’. Zignorowała ją, i przyłożyła twarz z powrotem do poduszki. Lecz ona nie poddała się tak szybko. Dzwoniła tak długo ( łącznie chyba z siedem razy ) aż Ann nie wytrzymała i  wściekła odebrała komórkę.
- Halo? – warknęła
- Ojej, Annie, coś się stało?- zmartwiła się od razu Rose.
Ann, przełknęła ślinę i wzięła dwa głębsze wdechy
- Nie, nic się nie stało. Po co dzwonisz kochana?
- Mogłybyśmy się dzisiaj z tobą spotkać z Pause? Gdzieś tak za pół godziny u ciebie?
‘’Nie, kurna nie możecie. Nie chce teraz z nikim rozmawiać. ‘’
- No jasne, wpadajcie!
- O no to świetnie! Pasue, Ann się zgodziła! Oki to będziemy za te pół godziny. Mamy coś ze sobą wziąć?
- Możecie kupić jakieś chipsy lub cole, co tam chcecie.
- Oki no to buziaki, pa!
- Pa.
‘’I za dokładnie trzydzieści minut znów muszę trochę poudawać. Jak miło…’’.
Nie musiała nic specjalnie robić na ich przyjście. Jedyne na co miała siłę, to poprawienie łóżka, po jej nieudanej drzemce. Ułożyła się na sofie, i czekała na dzwonek do drzwi. Nie minęły trzy minuty kiedy go usłyszała.
‘’Tak szybko? Przecież powinny być dopiero za dwadzieścia minut a nie za trzy ‘’ – pomyślała smętnie Ann i zbiegła na dół.
Otworzyła drzwi, ale nie zastała w nich przyjaciółek, tylko Kyle’a.
- Siema- rzucił i oparł się o framugę drzwi
- Heeej?- przypatrzyła mu się podejrzliwie
- Co tam?
- Spoko, to znaczny… Czekaj. Przyszedłeś tu tylko po to by zapytać się co u mnie?
- No…- zawahał się – tak.
Ann podniosła pytająco brew i bez zastanowienia  wciągnęła go do środka.
- Nie tak szybko kochana. Mamy czas… - zamruczał jej do ucha
- Co?! Weź się lepiej ogarnij! Nie chce by ludzie cię widzieli. Pasue i Rose mają tu zaraz być.
- O matko te dwa pokemony? Może lepiej wyjde… - nie wiedzieć czemu Ann wydał się trochę smutny.
Pominęła wzmiankę o jej przyjaciółkach, co było dziwne. Normalnie by coś już mu odpyskowała a tym razem tylko wyjąknęła:
- Nie, nie idź… To znaczy… Rób co chcesz!
- Hę? – Kyle był zszokowany, lecz zaraz doszedł do siebie i  swojego narcystycznego zachowania – Dobrze, skoro chcesz, nie ma sprawy. Będę na dole. – rzucił i jakby był u siebie poszedł w kierunku kuchni.
- Tylko nie hałasuj. – poprosiła niemal błagalnym głosem.
Zaraz potem weszły dziewczyny. Ann, o mało nie dostała za wału. Co jeśli zobaczą ją teraz z Kylem!? Co sobie pomyślą?!
- Hej Ann! Gdzie mogę dać te torby? Kupiłyśmy trochę jedzenia na dziś. Rose musi przytyć bo była dziś u lekarza i powiedział że ma sporą niedowagę. – Pause przeszła przez przedpokój i skierowała się do kuchni. Ann zaraz zastąpiła jej drogę.
- Nie! To znaczy.. nie tam, bo jest straszny bałagan!
- Haha, Annie, błagam cię. W twoim domu nigdy nie ma bałaganu – do dziewczyn doszła Rose – daj te torby Pause, zaniosę je do kuchni a wy już idźcie na górę i wybierzcie jakiś film.
- Będziemy oglądać film?
-No, a czemu by nie?
Ann wiedząc co się święci, szybko przejęła torby i wbiegła na schody.
- Na co się tak patrzycie? Chodźcie!
Dziewczęta popatrzyły po sobie, zdziwione zachowaniem kumpeli, ale nie kwestionowały tego. Wolały unikać niepotrzebnych kłótni, przynajmniej dopóki problem nie dotyczył ich samych. Tak samo jak Ann, udawały dzień w dzień. Tyle że one były już przyzwyczajone, robiły to machinalnie. Ann nie.

- O nie, o nie. Niech tam nie wchodzi! Nie wchodzi! No i czemu otwiera drzwi no czemu?! – krzyczała przerażona Rose, ściskając rękę Pause i Ann. Dziewczyny zadecydowały że oglądną horror. Specjalnie wybrały najsłabszy żeby Ros, nie bała się tak bardzo jak miała to w zwyczaju. Ale po mimo tego, jej strach wdawał się we znak również im, dlatego cała trójka siedziała jak na szpilkach.
Nagle po całym domu, rozległ się dźwięk komórki Ann. Znowu…
- Aaaa!
- Spokojnie to mój telefon! – krzyknęła uspakajająco właścicielka telefonu i podbiegła go odebrać- Halo?
- Gdzie mogę znaleźć jakieś chipsy? – odezwał się Kyle
Ann, słysząc tylko jego dźwięk natychmiast szybko pobiegła do toalety, tłumacząc że ma pilną potrzebę, i zamknęła drzwi, najmocniej jak się dało. Starała się oddychać w miarę głęboko, i nie nerwowo, ale wychodziło jej to niemal żałośnie.
‘’No, nie… W takim momencie… On chyba nie zdaje sobie sprawy w jakiej sytuacji jesteśmy’’
- Nie ma, mamy tylko na górze z dziewczynami – oświadczyła spokojnym głosem
- To mi przynieś – zażądał bez cienia skrępowania
- Nie, nie mogę
- Ach tak? Więc może…
I w tym momencie Kyle posunął się do czegoś, czego Ann, by nigdy nie podejrzewała. Zawołał ją. Zawołał ją z samego dołu, gdzie miał siedzieć CICHO.
- Hej Ann, przynieś mi trochę chipsów!
‘’Zabije go’’ poprzysięgła sobie, i wyłączyła ze złością telefon.
Echo rozniosło się po całym trzypiętrowym domu, docierając również do uszu Rose i Pause. Ann, zdała sobie z tego sprawę w mgnieniu oka, dlatego czym prędzej wyleciała z łazienki i stanęła przed koleżankami. Z tego co widziała, miały ją za co najmniej roztrzepaną i niespełna umysłowo, w dodatku najwidoczniej zbierały się do oglądnięcia źródła dźwięku, co dla Ann nie było w tej chwili do pomyślenia.
- O!  To Sekretarka mojej mamy! Najwidoczniej znów ma swoje wahania nastrojów. – doskonale wiedziała że jest to słaba wymówka i szanse na to że dziewczyny w nią uwierzą były co najmniej minimalne.
- Ta sekretarka ma coś za męski głos…- stwierdziła Pause, krzyżując ręce
- Tak… i to jeszcze taki podobny do naszego Kyle’a. – dokończyła Rose
‘’O nie, nie, nie, nie! Co ten debil narobił!? Muszę zaraz to wszystko odkręcić’’
- I czy nie zauważyłaś, tak zupełnie przypadkiem Rose, że ta ‘sekretarkę’ słychać tak jakby była na dole?
- Tak, żebyś wiedziała że zauważyłam Pause. A po za tym, po co sekretarka twojej mamy miała by się pytać czy masz w domu chipsy? – Rose zmierzyła Ann, wzrokiem od góry do dołu.
- Bo… Bo ona ma depresje! Wiecie, chłopak ją ostatnio rzucił, a że ja się z nią świetnie dogaduje, i mieszka koło nas, często prosi mnie o jakieś przysługi. Na przykład tak jak dzisiaj! – Anna była dumna. Nigdy nie udało jej się tak pięknie okłamać przyjaciółek.
- Chyba pójdziemy z Pause to same sprawdzić. – powiedziała Rosie i ruszyła przed siebie.
Ann szybko zastąpiła jej drogę i krzyknęła:
- Idę po lody! Jakie chcecie? – ‘’szybka zmiana tematu! To jest to! ‘’
O dziwo, to podziałało. Dziewczyny na chwile straciły rozeznanie w sytuacji co ona szybko wykorzystała.
- Przy okazji wezmę te chipsy, bo widzę że paczki są puste.
- Ale przecież są jeszcze pe…
Ale Ann była już na dole z zamiarem wbicia noża w plecy tego idioty.

Kiedy wkroczyła do kuchni nie mogła uwierzyć w to co widzi.
Całe wnętrzności wszystkich szafek, były wywalone na blat. Nie dość że otworzone to w dodatku opróżnione. Chrupki kukurydziane, płatki śniadaniowe, krakersy, batoniki, czekolady. Wszystko! Sprawca stał właśnie przy nich. Nie wiedziała czy ma płakać czy się śmiać.  Czuła, że to ją zaraz przerośnie i komuś stanie się krzywda. Dosłownie.
- Kyle! Ty idioto! Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyczała równocześnie zachowując cichy ton
- O jesteś! A już myślałem że będę musiał wołać cię drugi raz – powiedział obracając się w jej kierunku od kąta ze słodyczami.
Zdecydowanie za głośno. Ann zaraz go uciszyła. W dość mało delikatny czy nawet zgrabny sposób. Ona po prostu wepchnęła mu garść chipsów do buzi.
- Masz i bądź lepiej cicho jeżeli nie chcesz przypłacić życiem- zagroziła choć doskonale wiedziała że i tak sobie z tego pewnie nic nie zrobi.
Ominęła go i sięgnęła do lodówki po paczkę lodów. Waniliowo- truskawkowo- czekoladowych – ich ulubionych. W pośpiechu, wyciągnęła jeszcze trzy łyżeczki.
Popatrzyła na niego ostatni raz. Stał tak z tymi chipsami w buzi, patrząc na nią znudzonym wzrokiem, i z tą oklapniętą grzywką. Nic nie robił. Po prostu się patrzył. Przez to,  przez głowę przeszła jej zabójcza myśl. ‘’Jak tak nic nie robi to jest całkiem słodki’’. Zaraz się zarumieniła, karcąc siebie w myślach i pobiegła na górę. Dziewczyny nie mogły zostać za długo same, bo zaczęłyby jeszcze coś podejrzewać.

Po godzinie Rose i Pause poszły do domu, nie pytając Ann już o nic. Najwidoczniej kupiły historyjkę z sekretarką lub po prostu nie chciały drążyć nie potrzebnie tematu. Dla Annie, było to jak najbardziej wygodne. Chociaż kwesta siedzącego w kuchni Kyle, była chyba jeszcze bardziej kłopotliwa niż one same.
Weszła cicho do pomieszczania i siadła na siedzeniu obok niego. Zrobiło się tak jakoś cicho i niezręcznie. Jedynym dźwiękiem był odgłos pękających chrupków czekoladowych które bez skrępowania pożerał chłopak. Ann, musiała przerwać tą ciszę. Nawet czymś tak bezmyślnym jak:
- Daj jednego.
Kyle podsunął bez słowa miskę a Ann wzięła tak zwanego ‘’jednego’’. Cisza nie zamierzała wyjść tak szybko.
‘’Temat.. temat… jakiś temat… Przecież nie będę siedzieć tak bezczynnie’’
- Widać ci cycki – rzucił jakby to było nic, popijając chrupek kakaem.
- Zboczeniec – prychnęła w odpowiedzi, przy okazji poprawiając bluzkę
- Poszły już? – zapytał nie patrząc na nią
- Nom, nie słyszałeś?
- Nie. Nie zwróciłem uwagi po prostu.
- Yhm.
Znów cisza. Ann nie widziała sensu w jego wizycie już coraz bardziej.  Z jednej strony miała ochotę go wyrzucić a z drugiej nie chciała znów zostawać sama w tym wielkim domu…
- Co robimy? – zapytał tak luźno że Ann zapłonęły policzki
- A co możemy robić? – spytała oschle choć w rzeczywistości nie chciała by tak to zabrzmiało
- Hmmm… Jadłaś już kolacje?
Ann zamarła. Chyba  nie chce zabrać ją na kolacje? A jeżeli by chciał to znaczy, że musiała by się z nim pokazać przy ludziach! A tego by zdecydowanie nie zniosła.
- No, czemu tak na mnie patrzysz? Zapytałem tylko czy jadłaś kolacje.
- Em.. to znaczy.. Jeżeli lody, żeli i chipsy  można uznać za kolacje.
- Czyli nie jadłaś. W takim razie zrobię coś ok? Chyba się nie obrazisz jak skorzystam z kuchni prawda?- uśmiechnął się ciepło i zaczął wykładać różne rzeczy z lodówki
W tej chwili Anna nie wierzyła że ma przed sobą tego samego Kyle, z którym na co dzień drze koty. Był miły i ludzki, co dla niego było nowością. A teraz jeszcze dla niej, a właściwie dla nich gotował. Co z nim jest nie tak?
 ‘’Czemu nie może zachowywać się tak zawsze? Miałby jeszcze więcej fanek niż normalnie…’’
- Jesteś miły – wybąkała Ann. Po raz drugi powiedziała czego nie chciała.
- Tak? – roześmiał się – nie wiedziałem że potrafię.
- Co się z tobą dzieje? – Au… po raz trzeci. ‘’Muszę się wziąć w garść’’
- Ze mną? A z tobą?
Och! I to był szok dla Ann. Czyżby przejrzał że jest coś nie tak? Że zdjęła nieświadomie swoją maskę? I to przy nim? Jak znała życie zaraz poleje się fala konflikacji, które nie będzie wiedziała jak zatrzymać. Czemu znów dzieje się to akurat jej?
Nic nie odpowiedziała. Wolała skupić wzrok na naleśnikach, które właśnie mistrzowsko podrzucał.
- Rozumiem że to temat tabu? - dopytywał
Ann, była u kresu wytrzymałości. Zaraz wszystko mu powie, jak u księdza na spowiedzi, i niech się dzieje co chce. Ona dłużej nie wytrzyma, i po prostu musi się komuś wyżalić. A że akurat jemu to nie była jej wina. Był pod ręką, więc czemu nie? Nie dbała o to jaka będzie potem jej opinia wśród klasy. I tak dawno została zmaltretowana przez jej kretyńskie zachowanie. Co ona sobie myślała? Że tak długo pociągnie? Nie, to nie dla niej.
- Ja już dłużej nie mogę! – krzyknęła histerycznym głosem – nie chce tego ciągnąć. – po policzku poleciały łzy. Nie lubiła łez.
- Ej, Annie… - Annie. Tak do niej mówiły tylko przyjaciółki. Głównie Rose. To było zdrobnienie, którego on teraz użył. W jego ustach brzmiało miło i gładko. W cale nie sztucznie, tak jak u innych – Czemu płaczesz? Coś się stało? Przecież godzinę temu, groziłaś mi moim zabójstwem, nie pamiętasz? – podszedł do niej i obrócił ją do siebie – Gdzie jesteś Annie?
- Nie ma żadnej Annie! I nigdy nie było! – szloch – zawsze udawałam, bo zawsze miałam przed kim. Nawet przed dziewczynami nie potrafiłam być sobą. Bo mnie już zwyczajnie nie ma!
- Jak nie? A kto dzisiaj mnie wpuścił do domu? – Kyle próbował ją rozweselić, ale na próżno. To wywołało tylko kolejną falę płaczu. – Oj, proszę cię.
- Jestem głupia. Nawet przy tobie udaje. Nie rozumiem czemu jeszcze ze mną wytrzymujesz? Nie wiem nawet czy ty mnie lubisz!
Wyłączył gaz, i usiadł przed nią. Podał chusteczkę i zaczął mówić:
- Czy gdybym cię nie lubił, smażyłby ci teraz naleśniki i spędzał z tobą czas?
- Nie wiem.
- A ja wiem. I powiem ci, że lubię tą wariatkę która w tobie drzemie, a nie zawsze dajesz jej dość do głosu. To normalnie że każdy z nas ma drugą twarz. Ale trzeba umieć jeszcze jej używać nie? Ty chyba zgubiłaś gdzieś instrukcję.
- Możliwe – lekko się uśmiechnęła
- Uśmiechasz się. To dobrze. – wrócił do naleśników, które były już gotowe. Posypał je bitą śmietana i musem truskawkowym, a następnie postawił przed sobą i  Ann.
- Co teraz będzie? – jęknęła Anna, ukrawając kawałek
- hmm? – zdziwił się Kyle
- To znaczy… Pewnie teraz wszystkim powiesz że się rozryczałam i w ogóle…
- No wiesz? Nie jestem takim chamem na jakiego wyglądam.
- Wszyscy tak mówią – stwierdziła ponuro
- Aj, brak zaufania do ludzi. Trzeba to zmienić. Generalnie, najlepiej wszystko.
- Sam nie jesteś taki święty Kyle.
- Oczywiście, że nie. Tylko ja mam instrukcje, a ty nie.


1 komentarz:

  1. upór maniaka ;)
    pisz więcej, częściej, dłużej !!!
    czytam i najchętniej od razu wzięłabym się za całość ;)
    pozdrowienia od testrali :)

    OdpowiedzUsuń