poniedziałek, 21 października 2013
''Coś większego'' - Roz. 5
Rozdział 5 – ‘’ Zaproszenie ‘’
- Hej! I jak mówiłaś mamie o tej akcji na próbie?
- Nom
- Powiedziała coś?
- Śmiała się i powiedziała że Mordor nie potrafi nad nami panować, więc się nie dziwi że taką akcje odwaliłyśmy – odpowiedziała Sophie
- Moja tak samo, słowo w słowo. – mówiła Marry- No a teraz mam dobre i złe wiadomości.
- Oho, już się boję.
- A więc… Dzwonił do mnie Kyle i…
- Czekaj – przerwała jej Sophie – Kyle, do ciebie dzwonił?
- No właśnie, dziwne nie? W ogóle nie wiem skąd miał mój numer, ale pomińmy to. A więc chcesz usłyszeć najlepszą rzecz?
- No, już nie mogę się doczekać – prychnęła
- Urządza imprezę i nas zaprasza.
- Haha, dobre, dobre. Świetny żart.
- Ale to nie żart. On nas serio zaprasza.
- Chyba ciebie, skoro to do ciebie zadzwonił – stwierdziła sceptycznie
- No właśnie nie. Powiedział że ty też masz zaproszenie.
- To czemu nie zadzwonił?
- Bo wiedział że od niego nie przyjmiesz, bo nie darzysz go szczególną sympatią i stwierdził że jeżeli ja ciebie zaproszę i pójdę ty też pewnie przyjdziesz. Więc proszę cię nie każ mi tam samej iść!
- Ech… A jak jest ta dobra wiadomość? Bo rozumiem że to była ta zła wiadomość.
- Niekoniecznie… - zawahała się - Dobra to ta że jest impreza a zła że idzie cała klasa.
- No cóż…- westchnęła So – nie powiedziałabym że jakakolwiek z tych wiadomości jest dobra, ale niech ci będzie. Mam iść prawda?
- Tak! I nie znoszę żadnych sprzeciwów!
- O matko… Ok. Niech ci będzie. Kiedy jest ta impreza?
- Jej! – ucieszyła się Marry – dzisiaj o 20.
- dzisiaj?!
- wiem, wiem. Trochę późno, ale on też zadzwonił do mnie jakieś pół godziny temu.
- Hmm, postaram się coś wykombinować ale raczej będę. Wyślij mi sms-em adres.
- Ok,ok. super! Wielkie dzięki! Pa!
- Papa!
Sophie spojrzała na zegarek. Dochodziła szesnasta. Miała cztery godziny na to by się wyszykować i przekonać rodziców że 20:00 nie jest jeszcze taką straszną godziną. Nie chciało jej się iść. Wolała włączyć telewizor i tam przeżywać swoje wewnętrzne smutki, które czasem wychodziły na wierzch. Ale skoro obiecała Marry, to chociaż pójdzie dla niej. Co prawda oprócz niej będą jeszcze inni, ale nie chciała ich oglądać. Ogólnie rzecz biorąc nic jej się nie chciało.
Godzinę później rodzice wyrazili zgodę. Stwierdzili że w wieku, prawie szesnastu lat jest na tyle odpowiedzialna by iść na imprezę oraz jeszcze z niej wrócić. Oczywiście zakaz wszelakich używek był zabroniony i Sophie o tym doskonale wiedziała, ale nie mogła im obiecać że wróci w nienaruszonym stanie. W jej mniemaniu zawsze wszystko mogło się zdarzyć. Była obrzydliwą realistką.
Następne trzy godziny spędziła na doborze ubrań, makijażu, oraz fryzury. Wyrobiła się wcześniej niż przepuszczała, i dlatego potem spędziła resztę czasu siedząc w pełnym rynsztunku. To znaczy: Na nogach balerinki- przecież nie będzie się przemęczać – srebrne, pasujące do łańcuszka i kolczyków. Czarne rurki i granatowy top. Wyglądała względnie. Włosy nie opadały jej wyątkowo na twarz bo potraktowała je lokownicą i toną lakieru do włosów. Sprawę makijażu olała, i jedyne co zrobiła to cienkie kreski i podkręcone rzęsy.
Dała znać Marry że będzie trochę wcześniej więc do niej wpadnie, i posiedzi u niej, bo u siebie w domu nie wytrzymuje nerwowo. Młodsza siostra Aby, wynosiła jej wszystko możliwe rzeczy z pokoju następnie powoli je niszcząc, a rodzice sami nie byli lepsi bo zbytnio z tym nic nie robili. Tak więc, Sophie wyszła w pośpiechu, wsiadła w autobus i pojechała jak najszybciej do oazy spokoju.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz